czwartek, 29 sierpnia 2013
sobota, 3 sierpnia 2013
Rozdział X
...Mimo złego samopoczucia i rozpaczy, brutalnie wżerającej się we mnie, to
gdy mnie tulił czułam delikatny spokój i uczucie bezpieczeństwa,
ale....czy powinnam?...
Minęło już kilka dni od czasu, gdy tu jestem, dokładnie nie wiem straciłam rachubę...może jestem tu tydzień, półtora, lub zaledwie cztery, czy pięć dni. Coraz częściej myślałam o tym, dlaczego nie karzą mnie zabić?
Niestety z tym pytaniem musiałam poczekać do jutra, ponieważ po naszej ostatniej rozmowie musiał wyjechać "coś załatwić", na okres trzech dni (tak minęły już dwa dni...aż tak zacofana w czasie nie jestem i to jeszcze wiem). Mimo, w miarę dobrego samopoczucia, nadal przypomina mi się obraz Mata bezwładnie upadającego na ziemię, oraz świadomość, że tak samo może skończyć kobieta, która mnie urodziła...moja "matka". Te stale powracające obrazy oraz myśli, nie dają mi spać.
Jeden dzień później, po południu, wrócił Lucas. Hmmm....czy to moje "szczęście", czy nie, on ciągle z kimś rozmawiał. Dopiero wieczorem, gdy wszyscy wyszli mogłam z nim (bez żadnych dodatkowych par oczu), w spokoju porozmawiać.
Zapukałam do jego pokoju i po usłyszeniu cicho wypowiedzianego "proszę", weszłam.
- Hej, nie przeszkadzam?- Musiałam jakoś zacząć, tym bardziej, iż spostrzegłam jak zmienia koszulę...chyba znów się gdzieś szykuje.
- Nie przeszkadzasz, ale powinnaś zacząć się już przygotowywać, bo za 15min wychodzimy.
- Przygotowywać? Gdzie? - Mój szok był ogromny..."chyba większy od tyłka mojej polonistki, a to już coś".
- Nie dostałaś od Greya sukienki i karteczki? Miał Ci zanieść do pokoju. - Grey, jest jednym z osób "pilnujących" mnie, jak na razie tylko z nim się "zakumplowałam".
- Możliwe, iż był....tyle, że mnie w nim nie było.
- Ah tak. A w ogóle to miałem wrażenie, że przyszłaś do mnie z jakąś sprawą. Mam rację?
- Tak, ale nie teraz. To jest jedna z tych dłuższych rozmów.
- Rozumiem, a więc idź się szykuj.
- Ale nie odpowiedziałeś gdzie i po co.
- Nie martw się. Chciałbym, abyś towarzyszyła mi na spotkaniu liderów grup naszej domniemanej rodziny.
- No dobrze. To ja już pójdę.
Wyszłam i skierowałam się do pokoju w, którym siedział (już zapewne dłuższą chwilę) Grey z sukienką i karteczką.
- Hey, Grey.
- Cześć mała. Gdzie byłaś? Już pół godziny tu na Ciebie czekam.
- A tam, tak tylko chodziłam...nudziło mi się.
- No, a w ogóle to przyniosłem Ci...
- Wiem, rozmawiałam z Lucasem. On chyba lubi te spotkania.
- Nie cierpi ich.
- Ale wydawał się być zadowolony podczas szykowania.
- Bo idzie z Tobą. Zawsze chodził sam i mógł rozmawiać tylko z "liderami", czyli innymi szefami.
- To dlatego chciał żebym z nim poszła.
- Dokładnie. Ok. Ja się zbieram. Pa i udanego wieczoru.
- Dzięki.
No i zostałam sama. W takim razie grzechem byłoby przed szykowaniem nie zerknąć na sukienkę.
Była to tzw. "mała czarna". Od pasa w górę opięta, dół puszczony luźno. Sukienka na delikatnych, cieniutkich ramiączkach, w tali przeplatana srebrnym łańcuszkiem. Była śliczna.
Na karteczce było napisane, dokładnie to co usłyszałam od Lucasa.
Wzięłam szybki prysznic, ogarnęłam włosy w tapirowanego koka, podkreśliłam oczy kredką i "podrasowałam" usta. Założyłam czarne szpileczki, żeby nie wyglądać jak krasnal (dzięki bogu, umiem chodzić w takich bucikach ^_^) i byłam już gotowa.
Zapomniałam wspomnieć o Lucasie, który czatował od 15 min pod drzwiami.
Wychodząc napotkałam świetnie prezentującego się "lidera". Był ubrany w czarny garniak, czarną koszulę z trzema odpiętymi guzikami. Całość komponowała się zachęcająco.
- Ile można czekać. Już powinniśmy być na miejscu.
- Też miło mi Cię widzieć.
- Chodź.- To powiedziawszy pociągnął mnie w stronę wyjścia.
Jechaliśmy, dobre 10 min w ciszy. Ani ja, ani on, nie czuliśmy się w niej komfortowo.
- Ładnie wyglądasz.- postanowił przerwać ten...stan.
- Dziękuję, Ty również...Podobno nie lubisz tych spotkań.
- To prawda, ponieważ można porozmawiać tylko z jedną osobą. Maks jest tak jakby najważniejszy.
Ta nasza "rodzina" trwa już trzecie pokolenie, a on jest wnukiem założyciela.
- Boss- mruknęłam bardziej do siebie.
- Tak coś w tym stylu.- moja wypowiedź rozśmieszyła go.
- Zaraz będziemy na miejscu. Lepiej żebyś trzymała się blisko mnie.
- Dlaczego? Przecież mówiłeś, że Maks...
- Tak, ale inni nie są tak wyrozumiali, a musisz wiedzieć, że Alicja była zadłużona u wielu niebezpiecznych osób. Będę musiał Cię przedstawić, a uwierz, niektórzy nie będą zadowoleni poznając Cię.
- Rozumiem.
Jeszcze przez chwile myślałam w jakie bagno mogłam się wpakować przez moją...przez Tą Kobietę...oczywiście, gdybym nie napatoczyła się na Lucasa. Zawdzięczam mu to, że nie "usunął" mnie, nie odgrywał się na mnie za więzy krwi, opiekuje się mną i nie pozwala mnie skrzywdzić. Robi to wszystko choć tak naprawdę nie musi.
Samochód zatrzymał się przed jakąś knajpką.
- Nie będzie tłoku. Na pewno, Maks, jak na każde spotkanie, zadbał o to by był spokój i nikt nam nie przeszkadzał.
- To jest jego?
- Tak. Co taka zdziwiona? Myślałaś, że napadamy biednych, bezbronnych ludzi, albo banki.
- Szczerze?
- Ok nie musisz mówić. Domyśliłem się po Twojej minie, że mam rację.
- A Ty, czym się zajmujesz?
- Kiedyś Ci pokażę. Teraz chodź.
"Mój partner" wziął mnie pod rękę i wprowadził do środka. Po przekroczeniu progu, niczego takiego strasznego nie ujrzałam. Lokal jak lokal....a tu nic szczególnego nie było, prócz klubowej atmosfery, którą tak uwielbiają moi rówieśnicy. Weszliśmy na górę do sali.
Było w niej sporo osób. Wszyscy rozmawiali ze sobą jak dobrzy znajomi...czy tak jakby rodzina...no prawie wszyscy. Niektórzy mieli takie wyrazy twarzy jak moi sąsiedzi...z pozoru ok, ale tak naprawdę knują jak człowiekowi dopiec.
Hmmm...wracając do tematu, czułam się trochę niezręcznie.
Po chwili podszedł do nas mężczyzna, na oko wyglądający na 40-coś lat. Szatyn z pierwszymi oznakami siwizny, serdecznie witając się z Lucasem.
- No, no...widzę, że w końcu zaszczyciłeś nas widokiem, kobiety u swego boku.
- Witaj Maks. Poznaj proszę Naomi Sajrenji.
- Czy to jest córka...
- Tak.- przytaknął i skierował swoje następne słowa do mnie. - Poznaj Maksa, mówiłem Ci o nim.
- Tak. Miło mi pana poznać. Lucas opowiadał mi trochę na pana temat.
- Po pierwsze, jaki pan? Nie czuję się tak staro. Mów mi po imieniu. A te opowieści...mam nadzieję, że pozytywne.
- W sumie za dużo nie wiem, ale na pewno nic złego.
- To dobrze. Niestety muszę was przeprosić, przyszedł Chris z Melanią...
- Rozumiem- Odezwał się Luc.
- Później porozmawiamy i lepiej się poznamy. Widzę, że jesteś zupełnie inna, od niej...na pewno się dogadamy. Do zobaczenia.- Powiedział i odszedł do nowo przybyłych gości.
- Nie denerwuj się.
- Aż tak widać?- Denerwowałam się to prawda, ale to nie jest moje środowisko...chociaż z jednej strony, żyłam z morderczynią i ćpunką...(DNO)
- Uwaga...idzie Casanova.- szepnął mi na ucho. Gdy podążyłam za wzrokiem Lucasa, ujrzałam mężczyznę, na oko w podobnym wieku co Luc. Blond włosy, zielone oczy...wyglądał jak model, zdjęty z okładki jakiegoś czasopisma dla kobiet, a u jego boku...o ironio, żywa Barbie.
Tlenione, blond kręcone włosy...wyglądały jak siano od nadmiernej ilości użytej lokówki, skóra pomarańczowa od solarki. Piękny widok żywej Barbie i podrasowanego Kena. Właśnie dlatego normalne, naturalnie piękne kobiety mają kompleksy, widząc takich mężczyzn z takimi....wytapetowanymi wypłoszami.
- Cześć Lucas. Wreszcie z towarzyszką. Mam na imię Josh, a Ty aniele?
- Mi też miło Cię widzieć. - wszedł do rozmowy Luc.- To jest Naomi, moja bliska znajoma.
- Hmm...znajoma, to może my również się...zaprzyjaźnimy?
- Raczej nie.- Odmówiłam, aż za grzecznie, ale nie wiedziałam czego mam się spodziewać po tak obleśnym typie.
- Sądzę, że jeszcze zmienisz zdanie.
- A ja sądzę, że powinieneś zająć się swoją dziewczyną.- Tu Luc wskazał na....panią, stojącą obok Josha.
- Ciekawe jak blisko jesteś ze swoją znajomą, skoro jesteś zazdrosny. Ale cóż przy mnie każdy facet czuje się zagrożony. Musimy iść przywitać się jeszcze z innymi. Do zobaczenia....słonko zajmij nam miejsce obok siebie.- To było obrzydliwe i nachalne.
- Wątpię czy znajdzie się tyle wolnych miejsc obok siebie.
- Oj na pewno coś się znajdzie.
Odszedł rozpromieniony, zostawiając nas zbulwersowanych i zdegustowanych jego zachowaniem.
- Chyba się nie lubicie.
- Dziwisz się? Widziałaś jak się zachowywał.
- Tak...ma obrzydliwy sposób bycia.
- Niestety.
Nagle usłyszeliśmy krzyki jakiegoś mężczyzny rozmawiającego z Maksem.
- Jak to?! Jej córka, na naszym spotkaniu?! Gdzie ona jest?!- To...chyba chodziło o mnie. -_-
- Uspokój się. Mówiłem Ci, spokojnie.
-Jak mam być spokojny?!
Jakie pytania nasuwały mi się teraz?....Ilu jeszcze osobom podpadła moja pseudo matka? I dlaczego to musi zawsze odbijać się na mnie?!...
- A tam, tak tylko chodziłam...nudziło mi się.
- No, a w ogóle to przyniosłem Ci...
- Wiem, rozmawiałam z Lucasem. On chyba lubi te spotkania.
- Nie cierpi ich.
- Ale wydawał się być zadowolony podczas szykowania.
- Bo idzie z Tobą. Zawsze chodził sam i mógł rozmawiać tylko z "liderami", czyli innymi szefami.
- To dlatego chciał żebym z nim poszła.
- Dokładnie. Ok. Ja się zbieram. Pa i udanego wieczoru.
- Dzięki.
No i zostałam sama. W takim razie grzechem byłoby przed szykowaniem nie zerknąć na sukienkę.
Była to tzw. "mała czarna". Od pasa w górę opięta, dół puszczony luźno. Sukienka na delikatnych, cieniutkich ramiączkach, w tali przeplatana srebrnym łańcuszkiem. Była śliczna.
Na karteczce było napisane, dokładnie to co usłyszałam od Lucasa.
Wzięłam szybki prysznic, ogarnęłam włosy w tapirowanego koka, podkreśliłam oczy kredką i "podrasowałam" usta. Założyłam czarne szpileczki, żeby nie wyglądać jak krasnal (dzięki bogu, umiem chodzić w takich bucikach ^_^) i byłam już gotowa.
Zapomniałam wspomnieć o Lucasie, który czatował od 15 min pod drzwiami.
Wychodząc napotkałam świetnie prezentującego się "lidera". Był ubrany w czarny garniak, czarną koszulę z trzema odpiętymi guzikami. Całość komponowała się zachęcająco.
- Ile można czekać. Już powinniśmy być na miejscu.
- Też miło mi Cię widzieć.
- Chodź.- To powiedziawszy pociągnął mnie w stronę wyjścia.
Jechaliśmy, dobre 10 min w ciszy. Ani ja, ani on, nie czuliśmy się w niej komfortowo.
- Ładnie wyglądasz.- postanowił przerwać ten...stan.
- Dziękuję, Ty również...Podobno nie lubisz tych spotkań.
- To prawda, ponieważ można porozmawiać tylko z jedną osobą. Maks jest tak jakby najważniejszy.
Ta nasza "rodzina" trwa już trzecie pokolenie, a on jest wnukiem założyciela.
- Boss- mruknęłam bardziej do siebie.
- Tak coś w tym stylu.- moja wypowiedź rozśmieszyła go.
- Zaraz będziemy na miejscu. Lepiej żebyś trzymała się blisko mnie.
- Dlaczego? Przecież mówiłeś, że Maks...
- Tak, ale inni nie są tak wyrozumiali, a musisz wiedzieć, że Alicja była zadłużona u wielu niebezpiecznych osób. Będę musiał Cię przedstawić, a uwierz, niektórzy nie będą zadowoleni poznając Cię.
- Rozumiem.
Jeszcze przez chwile myślałam w jakie bagno mogłam się wpakować przez moją...przez Tą Kobietę...oczywiście, gdybym nie napatoczyła się na Lucasa. Zawdzięczam mu to, że nie "usunął" mnie, nie odgrywał się na mnie za więzy krwi, opiekuje się mną i nie pozwala mnie skrzywdzić. Robi to wszystko choć tak naprawdę nie musi.
Samochód zatrzymał się przed jakąś knajpką.
- Nie będzie tłoku. Na pewno, Maks, jak na każde spotkanie, zadbał o to by był spokój i nikt nam nie przeszkadzał.
- To jest jego?
- Tak. Co taka zdziwiona? Myślałaś, że napadamy biednych, bezbronnych ludzi, albo banki.
- Szczerze?
- Ok nie musisz mówić. Domyśliłem się po Twojej minie, że mam rację.
- A Ty, czym się zajmujesz?
- Kiedyś Ci pokażę. Teraz chodź.
"Mój partner" wziął mnie pod rękę i wprowadził do środka. Po przekroczeniu progu, niczego takiego strasznego nie ujrzałam. Lokal jak lokal....a tu nic szczególnego nie było, prócz klubowej atmosfery, którą tak uwielbiają moi rówieśnicy. Weszliśmy na górę do sali.
Było w niej sporo osób. Wszyscy rozmawiali ze sobą jak dobrzy znajomi...czy tak jakby rodzina...no prawie wszyscy. Niektórzy mieli takie wyrazy twarzy jak moi sąsiedzi...z pozoru ok, ale tak naprawdę knują jak człowiekowi dopiec.
Hmmm...wracając do tematu, czułam się trochę niezręcznie.
Po chwili podszedł do nas mężczyzna, na oko wyglądający na 40-coś lat. Szatyn z pierwszymi oznakami siwizny, serdecznie witając się z Lucasem.
- No, no...widzę, że w końcu zaszczyciłeś nas widokiem, kobiety u swego boku.
- Witaj Maks. Poznaj proszę Naomi Sajrenji.
- Czy to jest córka...
- Tak.- przytaknął i skierował swoje następne słowa do mnie. - Poznaj Maksa, mówiłem Ci o nim.
- Tak. Miło mi pana poznać. Lucas opowiadał mi trochę na pana temat.
- Po pierwsze, jaki pan? Nie czuję się tak staro. Mów mi po imieniu. A te opowieści...mam nadzieję, że pozytywne.
- W sumie za dużo nie wiem, ale na pewno nic złego.
- To dobrze. Niestety muszę was przeprosić, przyszedł Chris z Melanią...
- Rozumiem- Odezwał się Luc.
- Później porozmawiamy i lepiej się poznamy. Widzę, że jesteś zupełnie inna, od niej...na pewno się dogadamy. Do zobaczenia.- Powiedział i odszedł do nowo przybyłych gości.
- Nie denerwuj się.
- Aż tak widać?- Denerwowałam się to prawda, ale to nie jest moje środowisko...chociaż z jednej strony, żyłam z morderczynią i ćpunką...(DNO)
- Uwaga...idzie Casanova.- szepnął mi na ucho. Gdy podążyłam za wzrokiem Lucasa, ujrzałam mężczyznę, na oko w podobnym wieku co Luc. Blond włosy, zielone oczy...wyglądał jak model, zdjęty z okładki jakiegoś czasopisma dla kobiet, a u jego boku...o ironio, żywa Barbie.
Tlenione, blond kręcone włosy...wyglądały jak siano od nadmiernej ilości użytej lokówki, skóra pomarańczowa od solarki. Piękny widok żywej Barbie i podrasowanego Kena. Właśnie dlatego normalne, naturalnie piękne kobiety mają kompleksy, widząc takich mężczyzn z takimi....wytapetowanymi wypłoszami.
- Cześć Lucas. Wreszcie z towarzyszką. Mam na imię Josh, a Ty aniele?
- Mi też miło Cię widzieć. - wszedł do rozmowy Luc.- To jest Naomi, moja bliska znajoma.
- Hmm...znajoma, to może my również się...zaprzyjaźnimy?
- Raczej nie.- Odmówiłam, aż za grzecznie, ale nie wiedziałam czego mam się spodziewać po tak obleśnym typie.
- Sądzę, że jeszcze zmienisz zdanie.
- A ja sądzę, że powinieneś zająć się swoją dziewczyną.- Tu Luc wskazał na....panią, stojącą obok Josha.
- Ciekawe jak blisko jesteś ze swoją znajomą, skoro jesteś zazdrosny. Ale cóż przy mnie każdy facet czuje się zagrożony. Musimy iść przywitać się jeszcze z innymi. Do zobaczenia....słonko zajmij nam miejsce obok siebie.- To było obrzydliwe i nachalne.
- Wątpię czy znajdzie się tyle wolnych miejsc obok siebie.
- Oj na pewno coś się znajdzie.
Odszedł rozpromieniony, zostawiając nas zbulwersowanych i zdegustowanych jego zachowaniem.
- Chyba się nie lubicie.
- Dziwisz się? Widziałaś jak się zachowywał.
- Tak...ma obrzydliwy sposób bycia.
- Niestety.
Nagle usłyszeliśmy krzyki jakiegoś mężczyzny rozmawiającego z Maksem.
- Jak to?! Jej córka, na naszym spotkaniu?! Gdzie ona jest?!- To...chyba chodziło o mnie. -_-
- Uspokój się. Mówiłem Ci, spokojnie.
-Jak mam być spokojny?!
Jakie pytania nasuwały mi się teraz?....Ilu jeszcze osobom podpadła moja pseudo matka? I dlaczego to musi zawsze odbijać się na mnie?!...
***
Dziękujemy wszystkim czytelnikom za ciągłe czytanie naszego bloga...naszych opowiadań. I jeszcze raz przepraszamy za zwłokę. Rozdział może powalający nie jest, ale zawsze coś. Jak zawsze prosimy o komentarze.
Pozdro Sandii&Ania
piątek, 2 sierpnia 2013
Sumimasen!!!...
Jeszcze raz przepraszamy za tak długi odstęp między rozdziałami, ale niestety miomo tego, iż są wakacje nie mamy czasu na kolejne wpisy. Hmmm...będzie rekompensata. Jutro będzie wstawiony nowy rozdział i będzie on o wiele dłuższy od poprzednich...takie małe pocieszenie ^_^
Pozdro Sandii&Ania
Subskrybuj:
Posty (Atom)