niedziela, 16 czerwca 2013

Rozdział VII



Nagle rozległ się strzał, jego dźwięk wraz z krzykiem...moim krzykiem rozbrzmiał echem w całym lesie....
 O-Oni to zrobili!... Naprawdę to zrobili... Był strzał, krzyk i upadek/uderzenie to był dźwięk upadającego ciała.  Ciała bezwładnego, bez najmniejszego okruszka życia. Zrobili to, a raczej zrobił ten jeden nieczuły, pozbawiony człowieczeństwa. Bez skrupułów zabił niewinnego człowieka. Zabił Mata, mojego "prawie" ojczyma i to wszystko na moich oczach. Długo nie wytrzymałam za dużo emocji, niestety tylko tych negatywnych... zemdlałam.



Obudziłam się na brudnej, zimnej podłodze. Było strasznie ciemno, duszno i chyba w tym pomieszczeniu nie było okna. Ogarnął mnie strach, ale musiałam uciec, ostrzec mamę i dowiedzieć się od niej o co w tym wszystkim chodzi. Po omacku dotarłam do drzwi, ponieważ nie mogłam znaleźć włącznika. Moje nadzieje na wydostanie się stąd znikły szybciej  niż się pojawiły, ponieważ  drzwi(moja szansa na wydostanie się stąd) były zamknięte. Skapitulowałam i skulona usiadłam gdzieś w kącie. Nie wiem ile tak siedziałam, bo zabrali mi telefon, ale usłyszałam zamek i po chwili ujrzałam otwierające się drzwi i ostre, jasne światło wydostające się stamtąd. Ktoś wszedł do środka, ale przez te ciemności moje oczy nie były przyzwyczajone do tak nagłego światła. Ten "ktoś"  nic się nie odezwał, podszedł do mnie i chwycił za obolałe ramiona, Chciał mnie podnieść, ale problem polegał na tym, że ja nie chciałam wstać. Szamotałam się, wyrywałam, kopałam... na nic. To był chyba ten sam goryl, który trzymał mnie w lesie. Zaczął prowadzić mnie w głąb jakiegoś pomieszczenia (z tego co wywnioskowałam, do tej pory znajdowałam się w jakiejś piwnicy, bo żeby wyjść, musieliśmy wejść po schodach). Gdy oczy przyzwyczaiły mi się do światła, tylko upewniłam się tego, kto mnie prowadzi. To był ten sam osiłek. Nie mam pojęcia gdzie mnie ciągnął, ale jedno wiem na pewno bałam się, cholernie się bałam. 



Weszliśmy do "chyba" salonu.Gdzie czekał już morderca Mata. 
- W końcu. Co tak długo?
- Sorry szefie, szamotała się.
- Dobra już zjeżdżaj stąd.
Cały "Adek" w końcu mnie puścił (Naaareszcieeee). Wyszedł i zostałam sama z tzw. "Panem Ś".
- Dlaczego nie chcesz powiedzieć gdzie jest twoja matka?
- Już mówiłam, że nie wiem gdzie ona jest.
- Jak to nie wiesz. - Zaczął się denerwować.
- No bo...ostatnio moja mama...często kłóciła się z Matem i...rzadko była w domu. - Jak mógł się ktoś domyślić rozryczałam się....byył szloch. Ale kto by się zachował inaczej w takiej samej sytuacji???...
- Już uspokój się i nie rycz...nie ma o co.
- Jak to! Nie ma o co? Nie ma....zabiłeś człowieka! Zbiłeś Mata, a...a teraz chcesz dopaść moją matkę i mówisz, że nie ma o co?!?!?!?!...
- Mam powody dla których ją ścigam, a Ty nie musisz wszystkiego wiedzieć i tak za dużo widziałaś.
Wyciągnął telefon i zaczął do kogoś dzwonić.
- Zabierz ją stąd.
Po jakichś 5 minutach przyszedł jakiś inny oprych i doszedł do "szefa".
- Hej Lucas. Co Ty jej zrobiłeś, że jest taka zapłakana. - To powiedziawszy kucnął przy mnie.-  No maleńka co ten pseudo gangster Ci zrobił.
- Max to jest córka Alicji.
Od razu podskoczył i dobiegł do jak się okazało Lucasa i zaczęli coś szeptać.
- Dobra to co ja mam z nią zrobić?
- Na razie zaprowadź do pokoju i zamknij. Potem pomyśle co z nią zrobić.
- Ok.
Zaprowadził mnie do pokoju (wow już nie piwnica, ale ciekawe co potem). Przed wyjściem rzucił tylko:
- Nie martw się będzie dobrze. Wiesz mój brat nie jest taki zły...wprawdzie nie odwiedzam go za często, ale wiem o nim co nieco.
I wyszedł nie dając mi dojść do słowa. Zostawił mnie z masą pytań na które nie znam odpowiedzi i jak na razie nie zanosi się na to by ktoś mi na nie odpowiedział


***
Troszeczkę krótki, ale całość nadrabia akcja.... Mamy nadzieję, że wam się podoba. Następny  rozdział prawdopodobnie w przyszłym tygodniu. Rozdział znowu dedykujemy Kaili. Nadal inspirowany jej blogiem. Dzięki Tobie wróciła nam wena... Prosimy o wytykanie błędów... :)
Pozdro Sandii&Ania


niedziela, 9 czerwca 2013

Na początku chciałybyśmy napisać, iż inspiracją do tego...może trochę krótkiego rozdziału...był dla nas blog Kaili :

 http://wysypisko-marzen.blogspot.com/ 

 

Rozdział VI

Próba chłopców była świetna. Opłacało się czekać, ale rozmowa z Kasem już nie była tak przyjemna...


Następne 2 tygodnie w szkole minęły mi dość przyjemnie, ponieważ Kas...hmmm...delikatnie mówiąc, załatwił sprawę Alana i jego rudego przyjaciela. Ale jak każdy wie nic nie trwa wiecznie i najpierw moja mama pokłóciła się z Matem, w sumie nie wiadomo o co, a następnie ja z braciszkiem o....no nie wierze....pilota do TV!!!...
Trzyma focha już od dwóch dni.


Gdy wracałam sama ze szkoły, ponieważ nie przepadam za tak napiętą atmosferą jaka panuje teraz między mną  a Kasem ( choć naprawdę nie mam pojęcia o co mu chodzi, bo raczej nie tylko o jakiegoś głupiego pilota. Z głębokiego zamyślenia wyrwały mnie krzyki mężczyzn i...szloch?... Byłam w samym środku lasu, więc kto to mógł być?...


Szłam w stronę hałasu. Im bliżej byłam tym utwierdzałam się, że głos tego głośnego szlochu to był...Mat. Z obaw przyśpieszyłam, ale to co tam ujrzałam po prostu mnie przeraziło. Strach sparaliżował moje ciało, ponieważ zobaczyłam jak partner mojej mamy, zapłakany i roztrzęsiony, klęczy na ziemi z przystawionym do głowy pistoletem. Mężczyzna mierzący do Mata był dość wysokim szatynem na oko po dwudziestce, a wokół stało dodatkowo czterech goryli. Na moje nieszczęście, zauważyli mnie. A ja...ja nie wiedziałam co zrobić, czy zostać i zgrywać twardą, bronić go i umrzeć, że tak powiem z godnością...czy uciec w celu wezwania pomocy i zginąć jak tchórz, złapana i zabita w trakcie ucieczki. Chyba nikt w takiej sytuacji nie widziałby co zrobić.
- Naomi! Może Ty mi powiesz co ma z nimi wspólnego Twoja matka?!
- Zamknij się! - Wrzasnął i jeszcze mocniej przystawił do niego broń. - A więc jesteś jej córką tak....To może uchronisz tego tu...-Wskazał na Mata - i powiesz gdzie ona teraz jest?
- Nie wiem, a nawet gdybym wiedziała, to i tak bym Wam nie powiedziała. - Wybrałam pierwszą opcję, w razie jak zginąć to chociaż w możliwe godny sposób.
- Dobrze, skoro tak...Adek, bierz ją.
Jeden z goryli tkz. Adek zaczął się do mnie zbliżać. W końcu się ocknęłam i zaczęłam się wycofywać (niestety strach wygrał z odwagą). Przykro, ponieważ nie zdążyłam. Ten przerośnięty mięśniak na sterydach, załapał mnie tak mocno, że na pewno w miejsce jego łap, będę mieć piękne sińce...właśnie o ile ich dożyję...
- To teraz zrobimy tak, albo powiesz gdzie jest Alicja, albo zabaweczka wystrzeli w Ciebie lub Niego - Zatkała mnie, czułam jak łzy zaczynają napływać mi do oczu. Już przez szloch, ale musiałam powiedzieć prawdę, że coraz częściej nie ma jej w domu i nie mam pojęcia gdzie ona teraz może być. Zresztą nawet gdybym wiedziała to z pewnością bym im nie powiedziała, bo jaką miałabym pewność, że jej nic nie zrobią...
- A- Ale...ja...nie wiem - rozpłakałam się na dobre.
- Skoro tak...- Powiedział ze zrezygnowaną miną.
Nagle rozległ się strzał, jego dźwięk wraz z krzykiem...moim krzykiem rozbrzmiał echem w całym lesie....

***
Hejka!!!!...Trochę nas nie było, ale brak weny no cóż, dopada każdego. Mamy nadzieję, że spodoba wam się taka zmiana. Piszcie w komach co chciałybyście by było zmienione i co wam się podoba. Prosimy również o wytykanie błędów. 
Pozdro Sandii&Ania

sobota, 1 czerwca 2013

Uwaga!!!....

Nowy rozdział tego opowiadania dodamy najprędzej w następnym tygodniu (niestety brak weny się rozprzestrzenia), ale pragniemy powiadomić o naszym innym nowo powstałym blogu na, który będzie pisany praktycznie tylko fantasy. Mamy nadzieję, że zajrzycie oraz dacie koma czy się podoba czy nie.  http://sky-vs-hell-ours-story.blogspot.com/

Pozdro  Sandii&Ania