czwartek, 29 sierpnia 2013
sobota, 3 sierpnia 2013
Rozdział X
...Mimo złego samopoczucia i rozpaczy, brutalnie wżerającej się we mnie, to
gdy mnie tulił czułam delikatny spokój i uczucie bezpieczeństwa,
ale....czy powinnam?...
Minęło już kilka dni od czasu, gdy tu jestem, dokładnie nie wiem straciłam rachubę...może jestem tu tydzień, półtora, lub zaledwie cztery, czy pięć dni. Coraz częściej myślałam o tym, dlaczego nie karzą mnie zabić?
Niestety z tym pytaniem musiałam poczekać do jutra, ponieważ po naszej ostatniej rozmowie musiał wyjechać "coś załatwić", na okres trzech dni (tak minęły już dwa dni...aż tak zacofana w czasie nie jestem i to jeszcze wiem). Mimo, w miarę dobrego samopoczucia, nadal przypomina mi się obraz Mata bezwładnie upadającego na ziemię, oraz świadomość, że tak samo może skończyć kobieta, która mnie urodziła...moja "matka". Te stale powracające obrazy oraz myśli, nie dają mi spać.
Jeden dzień później, po południu, wrócił Lucas. Hmmm....czy to moje "szczęście", czy nie, on ciągle z kimś rozmawiał. Dopiero wieczorem, gdy wszyscy wyszli mogłam z nim (bez żadnych dodatkowych par oczu), w spokoju porozmawiać.
Zapukałam do jego pokoju i po usłyszeniu cicho wypowiedzianego "proszę", weszłam.
- Hej, nie przeszkadzam?- Musiałam jakoś zacząć, tym bardziej, iż spostrzegłam jak zmienia koszulę...chyba znów się gdzieś szykuje.
- Nie przeszkadzasz, ale powinnaś zacząć się już przygotowywać, bo za 15min wychodzimy.
- Przygotowywać? Gdzie? - Mój szok był ogromny..."chyba większy od tyłka mojej polonistki, a to już coś".
- Nie dostałaś od Greya sukienki i karteczki? Miał Ci zanieść do pokoju. - Grey, jest jednym z osób "pilnujących" mnie, jak na razie tylko z nim się "zakumplowałam".
- Możliwe, iż był....tyle, że mnie w nim nie było.
- Ah tak. A w ogóle to miałem wrażenie, że przyszłaś do mnie z jakąś sprawą. Mam rację?
- Tak, ale nie teraz. To jest jedna z tych dłuższych rozmów.
- Rozumiem, a więc idź się szykuj.
- Ale nie odpowiedziałeś gdzie i po co.
- Nie martw się. Chciałbym, abyś towarzyszyła mi na spotkaniu liderów grup naszej domniemanej rodziny.
- No dobrze. To ja już pójdę.
Wyszłam i skierowałam się do pokoju w, którym siedział (już zapewne dłuższą chwilę) Grey z sukienką i karteczką.
- Hey, Grey.
- Cześć mała. Gdzie byłaś? Już pół godziny tu na Ciebie czekam.
- A tam, tak tylko chodziłam...nudziło mi się.
- No, a w ogóle to przyniosłem Ci...
- Wiem, rozmawiałam z Lucasem. On chyba lubi te spotkania.
- Nie cierpi ich.
- Ale wydawał się być zadowolony podczas szykowania.
- Bo idzie z Tobą. Zawsze chodził sam i mógł rozmawiać tylko z "liderami", czyli innymi szefami.
- To dlatego chciał żebym z nim poszła.
- Dokładnie. Ok. Ja się zbieram. Pa i udanego wieczoru.
- Dzięki.
No i zostałam sama. W takim razie grzechem byłoby przed szykowaniem nie zerknąć na sukienkę.
Była to tzw. "mała czarna". Od pasa w górę opięta, dół puszczony luźno. Sukienka na delikatnych, cieniutkich ramiączkach, w tali przeplatana srebrnym łańcuszkiem. Była śliczna.
Na karteczce było napisane, dokładnie to co usłyszałam od Lucasa.
Wzięłam szybki prysznic, ogarnęłam włosy w tapirowanego koka, podkreśliłam oczy kredką i "podrasowałam" usta. Założyłam czarne szpileczki, żeby nie wyglądać jak krasnal (dzięki bogu, umiem chodzić w takich bucikach ^_^) i byłam już gotowa.
Zapomniałam wspomnieć o Lucasie, który czatował od 15 min pod drzwiami.
Wychodząc napotkałam świetnie prezentującego się "lidera". Był ubrany w czarny garniak, czarną koszulę z trzema odpiętymi guzikami. Całość komponowała się zachęcająco.
- Ile można czekać. Już powinniśmy być na miejscu.
- Też miło mi Cię widzieć.
- Chodź.- To powiedziawszy pociągnął mnie w stronę wyjścia.
Jechaliśmy, dobre 10 min w ciszy. Ani ja, ani on, nie czuliśmy się w niej komfortowo.
- Ładnie wyglądasz.- postanowił przerwać ten...stan.
- Dziękuję, Ty również...Podobno nie lubisz tych spotkań.
- To prawda, ponieważ można porozmawiać tylko z jedną osobą. Maks jest tak jakby najważniejszy.
Ta nasza "rodzina" trwa już trzecie pokolenie, a on jest wnukiem założyciela.
- Boss- mruknęłam bardziej do siebie.
- Tak coś w tym stylu.- moja wypowiedź rozśmieszyła go.
- Zaraz będziemy na miejscu. Lepiej żebyś trzymała się blisko mnie.
- Dlaczego? Przecież mówiłeś, że Maks...
- Tak, ale inni nie są tak wyrozumiali, a musisz wiedzieć, że Alicja była zadłużona u wielu niebezpiecznych osób. Będę musiał Cię przedstawić, a uwierz, niektórzy nie będą zadowoleni poznając Cię.
- Rozumiem.
Jeszcze przez chwile myślałam w jakie bagno mogłam się wpakować przez moją...przez Tą Kobietę...oczywiście, gdybym nie napatoczyła się na Lucasa. Zawdzięczam mu to, że nie "usunął" mnie, nie odgrywał się na mnie za więzy krwi, opiekuje się mną i nie pozwala mnie skrzywdzić. Robi to wszystko choć tak naprawdę nie musi.
Samochód zatrzymał się przed jakąś knajpką.
- Nie będzie tłoku. Na pewno, Maks, jak na każde spotkanie, zadbał o to by był spokój i nikt nam nie przeszkadzał.
- To jest jego?
- Tak. Co taka zdziwiona? Myślałaś, że napadamy biednych, bezbronnych ludzi, albo banki.
- Szczerze?
- Ok nie musisz mówić. Domyśliłem się po Twojej minie, że mam rację.
- A Ty, czym się zajmujesz?
- Kiedyś Ci pokażę. Teraz chodź.
"Mój partner" wziął mnie pod rękę i wprowadził do środka. Po przekroczeniu progu, niczego takiego strasznego nie ujrzałam. Lokal jak lokal....a tu nic szczególnego nie było, prócz klubowej atmosfery, którą tak uwielbiają moi rówieśnicy. Weszliśmy na górę do sali.
Było w niej sporo osób. Wszyscy rozmawiali ze sobą jak dobrzy znajomi...czy tak jakby rodzina...no prawie wszyscy. Niektórzy mieli takie wyrazy twarzy jak moi sąsiedzi...z pozoru ok, ale tak naprawdę knują jak człowiekowi dopiec.
Hmmm...wracając do tematu, czułam się trochę niezręcznie.
Po chwili podszedł do nas mężczyzna, na oko wyglądający na 40-coś lat. Szatyn z pierwszymi oznakami siwizny, serdecznie witając się z Lucasem.
- No, no...widzę, że w końcu zaszczyciłeś nas widokiem, kobiety u swego boku.
- Witaj Maks. Poznaj proszę Naomi Sajrenji.
- Czy to jest córka...
- Tak.- przytaknął i skierował swoje następne słowa do mnie. - Poznaj Maksa, mówiłem Ci o nim.
- Tak. Miło mi pana poznać. Lucas opowiadał mi trochę na pana temat.
- Po pierwsze, jaki pan? Nie czuję się tak staro. Mów mi po imieniu. A te opowieści...mam nadzieję, że pozytywne.
- W sumie za dużo nie wiem, ale na pewno nic złego.
- To dobrze. Niestety muszę was przeprosić, przyszedł Chris z Melanią...
- Rozumiem- Odezwał się Luc.
- Później porozmawiamy i lepiej się poznamy. Widzę, że jesteś zupełnie inna, od niej...na pewno się dogadamy. Do zobaczenia.- Powiedział i odszedł do nowo przybyłych gości.
- Nie denerwuj się.
- Aż tak widać?- Denerwowałam się to prawda, ale to nie jest moje środowisko...chociaż z jednej strony, żyłam z morderczynią i ćpunką...(DNO)
- Uwaga...idzie Casanova.- szepnął mi na ucho. Gdy podążyłam za wzrokiem Lucasa, ujrzałam mężczyznę, na oko w podobnym wieku co Luc. Blond włosy, zielone oczy...wyglądał jak model, zdjęty z okładki jakiegoś czasopisma dla kobiet, a u jego boku...o ironio, żywa Barbie.
Tlenione, blond kręcone włosy...wyglądały jak siano od nadmiernej ilości użytej lokówki, skóra pomarańczowa od solarki. Piękny widok żywej Barbie i podrasowanego Kena. Właśnie dlatego normalne, naturalnie piękne kobiety mają kompleksy, widząc takich mężczyzn z takimi....wytapetowanymi wypłoszami.
- Cześć Lucas. Wreszcie z towarzyszką. Mam na imię Josh, a Ty aniele?
- Mi też miło Cię widzieć. - wszedł do rozmowy Luc.- To jest Naomi, moja bliska znajoma.
- Hmm...znajoma, to może my również się...zaprzyjaźnimy?
- Raczej nie.- Odmówiłam, aż za grzecznie, ale nie wiedziałam czego mam się spodziewać po tak obleśnym typie.
- Sądzę, że jeszcze zmienisz zdanie.
- A ja sądzę, że powinieneś zająć się swoją dziewczyną.- Tu Luc wskazał na....panią, stojącą obok Josha.
- Ciekawe jak blisko jesteś ze swoją znajomą, skoro jesteś zazdrosny. Ale cóż przy mnie każdy facet czuje się zagrożony. Musimy iść przywitać się jeszcze z innymi. Do zobaczenia....słonko zajmij nam miejsce obok siebie.- To było obrzydliwe i nachalne.
- Wątpię czy znajdzie się tyle wolnych miejsc obok siebie.
- Oj na pewno coś się znajdzie.
Odszedł rozpromieniony, zostawiając nas zbulwersowanych i zdegustowanych jego zachowaniem.
- Chyba się nie lubicie.
- Dziwisz się? Widziałaś jak się zachowywał.
- Tak...ma obrzydliwy sposób bycia.
- Niestety.
Nagle usłyszeliśmy krzyki jakiegoś mężczyzny rozmawiającego z Maksem.
- Jak to?! Jej córka, na naszym spotkaniu?! Gdzie ona jest?!- To...chyba chodziło o mnie. -_-
- Uspokój się. Mówiłem Ci, spokojnie.
-Jak mam być spokojny?!
Jakie pytania nasuwały mi się teraz?....Ilu jeszcze osobom podpadła moja pseudo matka? I dlaczego to musi zawsze odbijać się na mnie?!...
- A tam, tak tylko chodziłam...nudziło mi się.
- No, a w ogóle to przyniosłem Ci...
- Wiem, rozmawiałam z Lucasem. On chyba lubi te spotkania.
- Nie cierpi ich.
- Ale wydawał się być zadowolony podczas szykowania.
- Bo idzie z Tobą. Zawsze chodził sam i mógł rozmawiać tylko z "liderami", czyli innymi szefami.
- To dlatego chciał żebym z nim poszła.
- Dokładnie. Ok. Ja się zbieram. Pa i udanego wieczoru.
- Dzięki.
No i zostałam sama. W takim razie grzechem byłoby przed szykowaniem nie zerknąć na sukienkę.
Była to tzw. "mała czarna". Od pasa w górę opięta, dół puszczony luźno. Sukienka na delikatnych, cieniutkich ramiączkach, w tali przeplatana srebrnym łańcuszkiem. Była śliczna.
Na karteczce było napisane, dokładnie to co usłyszałam od Lucasa.
Wzięłam szybki prysznic, ogarnęłam włosy w tapirowanego koka, podkreśliłam oczy kredką i "podrasowałam" usta. Założyłam czarne szpileczki, żeby nie wyglądać jak krasnal (dzięki bogu, umiem chodzić w takich bucikach ^_^) i byłam już gotowa.
Zapomniałam wspomnieć o Lucasie, który czatował od 15 min pod drzwiami.
Wychodząc napotkałam świetnie prezentującego się "lidera". Był ubrany w czarny garniak, czarną koszulę z trzema odpiętymi guzikami. Całość komponowała się zachęcająco.
- Ile można czekać. Już powinniśmy być na miejscu.
- Też miło mi Cię widzieć.
- Chodź.- To powiedziawszy pociągnął mnie w stronę wyjścia.
Jechaliśmy, dobre 10 min w ciszy. Ani ja, ani on, nie czuliśmy się w niej komfortowo.
- Ładnie wyglądasz.- postanowił przerwać ten...stan.
- Dziękuję, Ty również...Podobno nie lubisz tych spotkań.
- To prawda, ponieważ można porozmawiać tylko z jedną osobą. Maks jest tak jakby najważniejszy.
Ta nasza "rodzina" trwa już trzecie pokolenie, a on jest wnukiem założyciela.
- Boss- mruknęłam bardziej do siebie.
- Tak coś w tym stylu.- moja wypowiedź rozśmieszyła go.
- Zaraz będziemy na miejscu. Lepiej żebyś trzymała się blisko mnie.
- Dlaczego? Przecież mówiłeś, że Maks...
- Tak, ale inni nie są tak wyrozumiali, a musisz wiedzieć, że Alicja była zadłużona u wielu niebezpiecznych osób. Będę musiał Cię przedstawić, a uwierz, niektórzy nie będą zadowoleni poznając Cię.
- Rozumiem.
Jeszcze przez chwile myślałam w jakie bagno mogłam się wpakować przez moją...przez Tą Kobietę...oczywiście, gdybym nie napatoczyła się na Lucasa. Zawdzięczam mu to, że nie "usunął" mnie, nie odgrywał się na mnie za więzy krwi, opiekuje się mną i nie pozwala mnie skrzywdzić. Robi to wszystko choć tak naprawdę nie musi.
Samochód zatrzymał się przed jakąś knajpką.
- Nie będzie tłoku. Na pewno, Maks, jak na każde spotkanie, zadbał o to by był spokój i nikt nam nie przeszkadzał.
- To jest jego?
- Tak. Co taka zdziwiona? Myślałaś, że napadamy biednych, bezbronnych ludzi, albo banki.
- Szczerze?
- Ok nie musisz mówić. Domyśliłem się po Twojej minie, że mam rację.
- A Ty, czym się zajmujesz?
- Kiedyś Ci pokażę. Teraz chodź.
"Mój partner" wziął mnie pod rękę i wprowadził do środka. Po przekroczeniu progu, niczego takiego strasznego nie ujrzałam. Lokal jak lokal....a tu nic szczególnego nie było, prócz klubowej atmosfery, którą tak uwielbiają moi rówieśnicy. Weszliśmy na górę do sali.
Było w niej sporo osób. Wszyscy rozmawiali ze sobą jak dobrzy znajomi...czy tak jakby rodzina...no prawie wszyscy. Niektórzy mieli takie wyrazy twarzy jak moi sąsiedzi...z pozoru ok, ale tak naprawdę knują jak człowiekowi dopiec.
Hmmm...wracając do tematu, czułam się trochę niezręcznie.
Po chwili podszedł do nas mężczyzna, na oko wyglądający na 40-coś lat. Szatyn z pierwszymi oznakami siwizny, serdecznie witając się z Lucasem.
- No, no...widzę, że w końcu zaszczyciłeś nas widokiem, kobiety u swego boku.
- Witaj Maks. Poznaj proszę Naomi Sajrenji.
- Czy to jest córka...
- Tak.- przytaknął i skierował swoje następne słowa do mnie. - Poznaj Maksa, mówiłem Ci o nim.
- Tak. Miło mi pana poznać. Lucas opowiadał mi trochę na pana temat.
- Po pierwsze, jaki pan? Nie czuję się tak staro. Mów mi po imieniu. A te opowieści...mam nadzieję, że pozytywne.
- W sumie za dużo nie wiem, ale na pewno nic złego.
- To dobrze. Niestety muszę was przeprosić, przyszedł Chris z Melanią...
- Rozumiem- Odezwał się Luc.
- Później porozmawiamy i lepiej się poznamy. Widzę, że jesteś zupełnie inna, od niej...na pewno się dogadamy. Do zobaczenia.- Powiedział i odszedł do nowo przybyłych gości.
- Nie denerwuj się.
- Aż tak widać?- Denerwowałam się to prawda, ale to nie jest moje środowisko...chociaż z jednej strony, żyłam z morderczynią i ćpunką...(DNO)
- Uwaga...idzie Casanova.- szepnął mi na ucho. Gdy podążyłam za wzrokiem Lucasa, ujrzałam mężczyznę, na oko w podobnym wieku co Luc. Blond włosy, zielone oczy...wyglądał jak model, zdjęty z okładki jakiegoś czasopisma dla kobiet, a u jego boku...o ironio, żywa Barbie.
Tlenione, blond kręcone włosy...wyglądały jak siano od nadmiernej ilości użytej lokówki, skóra pomarańczowa od solarki. Piękny widok żywej Barbie i podrasowanego Kena. Właśnie dlatego normalne, naturalnie piękne kobiety mają kompleksy, widząc takich mężczyzn z takimi....wytapetowanymi wypłoszami.
- Cześć Lucas. Wreszcie z towarzyszką. Mam na imię Josh, a Ty aniele?
- Mi też miło Cię widzieć. - wszedł do rozmowy Luc.- To jest Naomi, moja bliska znajoma.
- Hmm...znajoma, to może my również się...zaprzyjaźnimy?
- Raczej nie.- Odmówiłam, aż za grzecznie, ale nie wiedziałam czego mam się spodziewać po tak obleśnym typie.
- Sądzę, że jeszcze zmienisz zdanie.
- A ja sądzę, że powinieneś zająć się swoją dziewczyną.- Tu Luc wskazał na....panią, stojącą obok Josha.
- Ciekawe jak blisko jesteś ze swoją znajomą, skoro jesteś zazdrosny. Ale cóż przy mnie każdy facet czuje się zagrożony. Musimy iść przywitać się jeszcze z innymi. Do zobaczenia....słonko zajmij nam miejsce obok siebie.- To było obrzydliwe i nachalne.
- Wątpię czy znajdzie się tyle wolnych miejsc obok siebie.
- Oj na pewno coś się znajdzie.
Odszedł rozpromieniony, zostawiając nas zbulwersowanych i zdegustowanych jego zachowaniem.
- Chyba się nie lubicie.
- Dziwisz się? Widziałaś jak się zachowywał.
- Tak...ma obrzydliwy sposób bycia.
- Niestety.
Nagle usłyszeliśmy krzyki jakiegoś mężczyzny rozmawiającego z Maksem.
- Jak to?! Jej córka, na naszym spotkaniu?! Gdzie ona jest?!- To...chyba chodziło o mnie. -_-
- Uspokój się. Mówiłem Ci, spokojnie.
-Jak mam być spokojny?!
Jakie pytania nasuwały mi się teraz?....Ilu jeszcze osobom podpadła moja pseudo matka? I dlaczego to musi zawsze odbijać się na mnie?!...
***
Dziękujemy wszystkim czytelnikom za ciągłe czytanie naszego bloga...naszych opowiadań. I jeszcze raz przepraszamy za zwłokę. Rozdział może powalający nie jest, ale zawsze coś. Jak zawsze prosimy o komentarze.
Pozdro Sandii&Ania
piątek, 2 sierpnia 2013
Sumimasen!!!...
Jeszcze raz przepraszamy za tak długi odstęp między rozdziałami, ale niestety miomo tego, iż są wakacje nie mamy czasu na kolejne wpisy. Hmmm...będzie rekompensata. Jutro będzie wstawiony nowy rozdział i będzie on o wiele dłuższy od poprzednich...takie małe pocieszenie ^_^
Pozdro Sandii&Ania
środa, 17 lipca 2013
Rozdział IX
...W tym momencie
wszedł dość zszokowany moim widokiem Lucas...
- Co Ty...co Ty tutaj robisz ?!- wybuchnął.
- Ja...ja już wiem. Ale nie rozumiem dlaczego.
- Czytałaś to?
- Tak.
No tak, teraz mniej więcej rozumiem po co to wszystko. Po co to całe ściganie. W tych papierach był wycinek z gazety:
"18-letnia kobieta zatrzymana pod zarzutem zabójstwa.
14 grudnia w ruinach kamienicy przy głównej ulicy miasta, znaleziono ciało 30-letniego Cypriana Salerno. Kobietę znaleziono obok ciała zmarłego mężczyzny, odurzona od silnych używek"
W papierach był jeszcze jeden artykuł:
"Pół roku od śmierci 30-letniego Cypriana Salerno, odbył się proces 18-latki o zabójstwo pod wpływem narkotyków. Podejrzana kobieta została uniewinniona."
- Tu....nie ma nic do rozumienia.- Lucas znacznie posmutniał. - Twoja matka zabiła mi brata i nie poniosła za to żadnych konsekwencji.
- Ale musiała mieć powód, może zrobiła to w samoobronie?.
- Nie wiesz dokładnie jak to było.
- Więc mi opowiedz. W końcu po części mnie to również dotyczy.
- Dobrze, ale nie tutaj. Chodź.
Poszłam za nim. Szliśmy w stronę...wyjścia?!... Chyba w tej sytuacji postanowił mi zaufać. Dobrze wiedział, że nie ucieknę. Nie teraz, gdy mam dowiedzieć się tak pożądanej prawdy.
Z tyłu za domem znajdował się ogród do, którego się udaliśmy. Usiadłam obok niego na ławce.
- Widzisz my, pewnie jak Tobie się wydaje gangsterzy, a więc muszę Ci powiedzieć, że się mylisz. Bardziej bym nas określił jako "Meegra", czyli taka wielka rodzina nie związana więzami krwi. Więc mój brat Cyprian...on, zakochał się w Twojej matce.Ona była z nim tylko dla łatwego i darmowego dostępu do dragów. Wykorzystywała jego uczucia. Członkowie naszej "rodziny" mówili mu jaka jest naprawdę, ale on był za bardzo w nią wpatrzony.
W końcu 13 grudnia poszedł się z nią spotkać, razem z nową działką o, którą go prosiła. Tego wieczoru nie wrócił na noc. Następnego dnia ktoś ich znalazł i zawiadomił policję. Odbyła się rozprawa i wygrała...uniewinnili ją. Rozumiesz ta uzależniona szmata przedawkowała, odbiło jej i go zabiła, a potem co?! Rozryczała się w sądzie, naściemniała wszystkim, że mój brat zmuszał ją do brania i puścili ją wolno!
Nic nie powiedziałam. Położyłam mu tylko rękę na ramieniu w geście współczucia i zrozumienia. Widziałam ile mu to bólu sprawia, opowiadanie o przeszłości, mimo iż było to tyle lat temu.
- Miałem wtedy 7 lat. Pamiętam go lepiej od mojego o 5 lat młodszego brata.
- Jak ona mogła. Nigdy mi o tym nie mówiła...Wiesz co? Z jednej strony się zmieniła, przynajmniej już nie bierze.
- Mylisz się.
- Jak to?
- Myślisz, że dlaczego wiedziałem gdzie jej szukać? Fakt, po tym jak uciekła, trudno mi było jej odszukać, ale ostatnio na nowo zaczęła szukać dilerów i trafiła na jednego z moich znajomych. Na początku jej nie poznał...ścięła włosy, a wiek też zrobił swoje, ale gdy tylko przypomniała mu się historia z przed 18 lat, od razu mnie o tym poinformował.
- Aż trudno uwierzyć.
- Ale teraz rozumiesz, dlaczego to robię.
W końcu 13 grudnia poszedł się z nią spotkać, razem z nową działką o, którą go prosiła. Tego wieczoru nie wrócił na noc. Następnego dnia ktoś ich znalazł i zawiadomił policję. Odbyła się rozprawa i wygrała...uniewinnili ją. Rozumiesz ta uzależniona szmata przedawkowała, odbiło jej i go zabiła, a potem co?! Rozryczała się w sądzie, naściemniała wszystkim, że mój brat zmuszał ją do brania i puścili ją wolno!
Nic nie powiedziałam. Położyłam mu tylko rękę na ramieniu w geście współczucia i zrozumienia. Widziałam ile mu to bólu sprawia, opowiadanie o przeszłości, mimo iż było to tyle lat temu.
- Miałem wtedy 7 lat. Pamiętam go lepiej od mojego o 5 lat młodszego brata.
- Jak ona mogła. Nigdy mi o tym nie mówiła...Wiesz co? Z jednej strony się zmieniła, przynajmniej już nie bierze.
- Mylisz się.
- Jak to?
- Myślisz, że dlaczego wiedziałem gdzie jej szukać? Fakt, po tym jak uciekła, trudno mi było jej odszukać, ale ostatnio na nowo zaczęła szukać dilerów i trafiła na jednego z moich znajomych. Na początku jej nie poznał...ścięła włosy, a wiek też zrobił swoje, ale gdy tylko przypomniała mu się historia z przed 18 lat, od razu mnie o tym poinformował.
- Aż trudno uwierzyć.
- Ale teraz rozumiesz, dlaczego to robię.
- Tak. Z zemsty.
- Ja po prostu chcę pomścić brata.
Widziałam i słyszałam w jego głosie jak bardzo mu to ciąży. Przez 18 lat jej szukał..."jej", ponieważ dla mnie nie jest matką. Już nie chodzi o całą sytuację z przed tych kilkunastu lat, ale o to, że aby zasłużyć na przydomek "mama", trzeba dbać o swoje dziecko, oraz pilnować i strzec przed złem i krzywdą. A ona przez całe życie uganiała się za dobrą zabawą, a gdy tata zmarł od razu poleciała do innego, a co jet najgorsze?...Że po 16 latach zamiast mnie, wybrała prochy.
Jakoś tak samoistnie go przytuliłam. Nie wiem czy sprawił to fakt, że jest tak przygnębiony, czy to, że ja potrzebowałam czyjejś bliskości, bo właśnie w tym momencie do mnie dotarło, że nie mam już nikogo. Nie odsunął się, nie odepchną, tylko mocno przytulając, wtulił głowę w moje włosy. Widać on również tego potrzebował. Mimo złego samopoczucia i rozpaczy, brutalnie wżerającej się we mnie, to gdy mnie tulił czułam delikatny spokój i uczucie bezpieczeństwa, ale....czy powinnam?
- Ja po prostu chcę pomścić brata.
Widziałam i słyszałam w jego głosie jak bardzo mu to ciąży. Przez 18 lat jej szukał..."jej", ponieważ dla mnie nie jest matką. Już nie chodzi o całą sytuację z przed tych kilkunastu lat, ale o to, że aby zasłużyć na przydomek "mama", trzeba dbać o swoje dziecko, oraz pilnować i strzec przed złem i krzywdą. A ona przez całe życie uganiała się za dobrą zabawą, a gdy tata zmarł od razu poleciała do innego, a co jet najgorsze?...Że po 16 latach zamiast mnie, wybrała prochy.
Jakoś tak samoistnie go przytuliłam. Nie wiem czy sprawił to fakt, że jest tak przygnębiony, czy to, że ja potrzebowałam czyjejś bliskości, bo właśnie w tym momencie do mnie dotarło, że nie mam już nikogo. Nie odsunął się, nie odepchną, tylko mocno przytulając, wtulił głowę w moje włosy. Widać on również tego potrzebował. Mimo złego samopoczucia i rozpaczy, brutalnie wżerającej się we mnie, to gdy mnie tulił czułam delikatny spokój i uczucie bezpieczeństwa, ale....czy powinnam?
***
Witamy rozdział z lekkim opóźnieniem, ale jest. Mamy nadzieję, że wam się spodoba. A tymczasem zapraszamy na naszego drugiego bloga Ours Story
, który jest...hmmm...jak to ująć...mniej popularny od tego i w związku z tym prosimy o zaglądanie na niego, gdyż jest baardzoo mało wyświetleń i jeszcze mniej komentarzy, a my przez ich brak niestety nie wiemy co w nim poprawić. Zachęcamy do komentowania również tych bazgrołów.
Pozdro Sandii&Ania
piątek, 5 lipca 2013
Rozdział VIII
Rozdział VIII
....Siedzę tu już trzeci dzień i z każdym następnym moje obawy rosną w siły "Czy znajdą i zabiją moją mamę?",
"Co ona mu takiego zrobiła, że teraz jej szuka",
"Co zrobią ze mną? Przecież nie będą mnie tu trzymać w nieskończoność, tym bardziej nie wypuszczą mnie wolno, nie po tym co widziałam".
Mogłabym być ich otwartą księgą, pomocną jak tzw. "ciocia wikipedia" i poinformować o teraźniejszym pobycie mojej matki, ale nie wiedziałam.
Mogłabym być super bohaterką jak w tych filmach akcji. Uciec z rąk oprawców, odszukać swoją rodzicielkę, wyjaśnić, a następnie zakończyć to jakąś super umoralniającą przemową, która zakończyła by się coś w rodzaju "i żyli długo i szczęśliwie koniec", ale nie potrafiłam.
W tamtym momencie byłam niepotrzebna matce, a nawet dla tych zbirów byłam kulą u nogi, ale w takim razie dlaczego mnie nie zabili. Dlaczego wciąż mnie tu trzymają?
Miałam swobodę, ponieważ bez żadnej dodatkowej "eskorty" mogłam poruszać się po domu. Było tu tak dużo osób, że mieli pewność, że nie ucieknę. Nie wolno mi było jednak wchodzić do jednego pokoju, do pokoju w którym najczęściej przebywał Lucas. Często się w nim zamykał. Jego brat Max, twierdził, że chodzi tam by pomyśleć. Chciałam go o to wypytać, ale albo na prawdę nic nie wiedział, albo chciał coś przede mną ukryć. Postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce i sama sprawdzić.
2 dni po moim "postanowieniu", zakradłam się pod uchylone drzwi od salonu i "całkiem
przypadkiem" usłyszałam rozmowę Lucasa z jednym ze swoich goryli.
- Jutro rano jadę do Maxa odebrać papiery. Może mi z tym zejść do wieczora. Ty w tym czasie przypilnuj, żeby nie uciekła.
- Ale szefie po co? Ona jest nam niepotrzebna.
- Nie zadawaj pytań, tylko rób co mówię. Masz jej pilnować, jasne?
- Tak, szefie.
Gdy skończyli rozmowę, cichutko wymknęłam się do "swojego" pokoju.
Nareszcie nadarzyła się okazja. Jutro odkryję tajemnicę. Będę jak Łucja Pevensie, a mianowicie i ja odkryję swoją tajemniczą "Narnię".
Dzisiejszego wieczoru nie mogłam zasnąć, ale już nie ze strachu o następny dzień, lecz z podekscytowania. W końcu udało mi się odpłynąć w objęcia morfeusza. Wstałam dość późno, porównując ostatnie dni w których, albo nie spałam wcale, albo spałam zaledwie 2-3 godzin, niestety snem niespokojnym.Wreszcie wygrzebałam się z łóżka, zaczęłam dzień jak co dzień...bynajmniej ostatnio zaczęłam, zmuszona do zmiany trybu życia.
Po południe uznałam za odpowiednią porę na "wkroczenie do akcji", ponieważ większość pilnujących osób robi sobie przerwy (czyli się obijają). Czekałam grzecznie, aż udadzą się na "odpoczynek".
Wyjrzałam przez lekko uchylone drzwi czy nie ma nikogo na korytarzu. Gdy się upewniła, że nikogo nie ma, podreptałam na palcach do pokoju Lucasa. Drzwi na moje szczęście były otwarte (widać nie przewidział, że będę aż tak wścibska). Rozejrzałam się ponownie, tak dla pewności, po czym weszłam. Pokój jak pokój, nic w nim szczególnego nie było, no prócz innego wystroju (wiadome), ale to co przyciągnęło moją uwagę to porozrzucane na stoliku papiery, a wśród nich zdjęcie mojej mamy. Postanowiłam je przejrzeć, dowiedzieć się z nich czegoś. Im więcej przeczytałam tym moje przerażenie i szok rosły w siły. Jak moja matka mogła zrobić coś takiego i nic mi o tym nie powiedziała. W tym momencie wszedł dość zszokowany moim widokiem Lucas...
***
Możliwe,
że rozdział do najdłuższych nie należy, ale chyba ta niepewność co do
Alicji (matki Nan) to choć w małym stopniu rekompensuje. Prosimy o
wytykanie błędów i oczywiście komy, oraz zapraszamy do naszego drugiego bloga Ours Story
Pozdro Sandii&Ania
niedziela, 16 czerwca 2013
Rozdział VII
Nagle rozległ się strzał, jego dźwięk wraz z krzykiem...moim krzykiem rozbrzmiał echem w całym lesie....
O-Oni to zrobili!... Naprawdę to zrobili... Był strzał, krzyk i upadek/uderzenie to był dźwięk upadającego ciała. Ciała bezwładnego, bez najmniejszego okruszka życia. Zrobili to, a raczej zrobił ten jeden nieczuły, pozbawiony człowieczeństwa. Bez skrupułów zabił niewinnego człowieka. Zabił Mata, mojego "prawie" ojczyma i to wszystko na moich oczach. Długo nie wytrzymałam za dużo emocji, niestety tylko tych negatywnych... zemdlałam.
Obudziłam się na brudnej, zimnej podłodze. Było strasznie ciemno, duszno i chyba w tym pomieszczeniu nie było okna. Ogarnął mnie strach, ale musiałam uciec, ostrzec mamę i dowiedzieć się od niej o co w tym wszystkim chodzi. Po omacku dotarłam do drzwi, ponieważ nie mogłam znaleźć włącznika. Moje nadzieje na wydostanie się stąd znikły szybciej niż się pojawiły, ponieważ drzwi(moja szansa na wydostanie się stąd) były zamknięte. Skapitulowałam i skulona usiadłam gdzieś w kącie. Nie wiem ile tak siedziałam, bo zabrali mi telefon, ale usłyszałam zamek i po chwili ujrzałam otwierające się drzwi i ostre, jasne światło wydostające się stamtąd. Ktoś wszedł do środka, ale przez te ciemności moje oczy nie były przyzwyczajone do tak nagłego światła. Ten "ktoś" nic się nie odezwał, podszedł do mnie i chwycił za obolałe ramiona, Chciał mnie podnieść, ale problem polegał na tym, że ja nie chciałam wstać. Szamotałam się, wyrywałam, kopałam... na nic. To był chyba ten sam goryl, który trzymał mnie w lesie. Zaczął prowadzić mnie w głąb jakiegoś pomieszczenia (z tego co wywnioskowałam, do tej pory znajdowałam się w jakiejś piwnicy, bo żeby wyjść, musieliśmy wejść po schodach). Gdy oczy przyzwyczaiły mi się do światła, tylko upewniłam się tego, kto mnie prowadzi. To był ten sam osiłek. Nie mam pojęcia gdzie mnie ciągnął, ale jedno wiem na pewno bałam się, cholernie się bałam.
Weszliśmy do "chyba" salonu.Gdzie czekał już morderca Mata.
- W końcu. Co tak długo?
- Sorry szefie, szamotała się.
- Dobra już zjeżdżaj stąd.
Cały "Adek" w końcu mnie puścił (Naaareszcieeee). Wyszedł i zostałam sama z tzw. "Panem Ś".
- Dlaczego nie chcesz powiedzieć gdzie jest twoja matka?
- Już mówiłam, że nie wiem gdzie ona jest.
- Jak to nie wiesz. - Zaczął się denerwować.
- No bo...ostatnio moja mama...często kłóciła się z Matem i...rzadko była w domu. - Jak mógł się ktoś domyślić rozryczałam się....byył szloch. Ale kto by się zachował inaczej w takiej samej sytuacji???...
- Już uspokój się i nie rycz...nie ma o co.
- Jak to! Nie ma o co? Nie ma....zabiłeś człowieka! Zbiłeś Mata, a...a teraz chcesz dopaść moją matkę i mówisz, że nie ma o co?!?!?!?!...
- Mam powody dla których ją ścigam, a Ty nie musisz wszystkiego wiedzieć i tak za dużo widziałaś.
Wyciągnął telefon i zaczął do kogoś dzwonić.
- Zabierz ją stąd.
Po jakichś 5 minutach przyszedł jakiś inny oprych i doszedł do "szefa".
- Hej Lucas. Co Ty jej zrobiłeś, że jest taka zapłakana. - To powiedziawszy kucnął przy mnie.- No maleńka co ten pseudo gangster Ci zrobił.
- Max to jest córka Alicji.
Od razu podskoczył i dobiegł do jak się okazało Lucasa i zaczęli coś szeptać.
- Dobra to co ja mam z nią zrobić?
- Na razie zaprowadź do pokoju i zamknij. Potem pomyśle co z nią zrobić.
- Ok.
Zaprowadził mnie do pokoju (wow już nie piwnica, ale ciekawe co potem). Przed wyjściem rzucił tylko:
- Nie martw się będzie dobrze. Wiesz mój brat nie jest taki zły...wprawdzie nie odwiedzam go za często, ale wiem o nim co nieco.
I wyszedł nie dając mi dojść do słowa. Zostawił mnie z masą pytań na które nie znam odpowiedzi i jak na razie nie zanosi się na to by ktoś mi na nie odpowiedział
***
Troszeczkę krótki, ale całość nadrabia akcja.... Mamy nadzieję, że wam się podoba. Następny rozdział prawdopodobnie w przyszłym tygodniu. Rozdział znowu dedykujemy Kaili. Nadal inspirowany jej blogiem. Dzięki Tobie wróciła nam wena... Prosimy o wytykanie błędów... :)
Pozdro Sandii&Ania
niedziela, 9 czerwca 2013
Na początku chciałybyśmy napisać, iż inspiracją do tego...może trochę krótkiego rozdziału...był dla nas blog Kaili :
http://wysypisko-marzen.blogspot.com/
Rozdział VI
Próba chłopców była świetna. Opłacało się czekać, ale rozmowa z Kasem już nie była tak przyjemna...
Następne 2 tygodnie w szkole minęły mi dość przyjemnie, ponieważ Kas...hmmm...delikatnie mówiąc, załatwił sprawę Alana i jego rudego przyjaciela. Ale jak każdy wie nic nie trwa wiecznie i najpierw moja mama pokłóciła się z Matem, w sumie nie wiadomo o co, a następnie ja z braciszkiem o....no nie wierze....pilota do TV!!!...
Trzyma focha już od dwóch dni.
Gdy wracałam sama ze szkoły, ponieważ nie przepadam za tak napiętą atmosferą jaka panuje teraz między mną a Kasem ( choć naprawdę nie mam pojęcia o co mu chodzi, bo raczej nie tylko o jakiegoś głupiego pilota. Z głębokiego zamyślenia wyrwały mnie krzyki mężczyzn i...szloch?... Byłam w samym środku lasu, więc kto to mógł być?...
Szłam w stronę hałasu. Im bliżej byłam tym utwierdzałam się, że głos tego głośnego szlochu to był...Mat. Z obaw przyśpieszyłam, ale to co tam ujrzałam po prostu mnie przeraziło. Strach sparaliżował moje ciało, ponieważ zobaczyłam jak partner mojej mamy, zapłakany i roztrzęsiony, klęczy na ziemi z przystawionym do głowy pistoletem. Mężczyzna mierzący do Mata był dość wysokim szatynem na oko po dwudziestce, a wokół stało dodatkowo czterech goryli. Na moje nieszczęście, zauważyli mnie. A ja...ja nie wiedziałam co zrobić, czy zostać i zgrywać twardą, bronić go i umrzeć, że tak powiem z godnością...czy uciec w celu wezwania pomocy i zginąć jak tchórz, złapana i zabita w trakcie ucieczki. Chyba nikt w takiej sytuacji nie widziałby co zrobić.
- Naomi! Może Ty mi powiesz co ma z nimi wspólnego Twoja matka?!
- Zamknij się! - Wrzasnął i jeszcze mocniej przystawił do niego broń. - A więc jesteś jej córką tak....To może uchronisz tego tu...-Wskazał na Mata - i powiesz gdzie ona teraz jest?
- Nie wiem, a nawet gdybym wiedziała, to i tak bym Wam nie powiedziała. - Wybrałam pierwszą opcję, w razie jak zginąć to chociaż w możliwe godny sposób.
- Dobrze, skoro tak...Adek, bierz ją.
Jeden z goryli tkz. Adek zaczął się do mnie zbliżać. W końcu się ocknęłam i zaczęłam się wycofywać (niestety strach wygrał z odwagą). Przykro, ponieważ nie zdążyłam. Ten przerośnięty mięśniak na sterydach, załapał mnie tak mocno, że na pewno w miejsce jego łap, będę mieć piękne sińce...właśnie o ile ich dożyję...
- To teraz zrobimy tak, albo powiesz gdzie jest Alicja, albo zabaweczka wystrzeli w Ciebie lub Niego - Zatkała mnie, czułam jak łzy zaczynają napływać mi do oczu. Już przez szloch, ale musiałam powiedzieć prawdę, że coraz częściej nie ma jej w domu i nie mam pojęcia gdzie ona teraz może być. Zresztą nawet gdybym wiedziała to z pewnością bym im nie powiedziała, bo jaką miałabym pewność, że jej nic nie zrobią...
- A- Ale...ja...nie wiem - rozpłakałam się na dobre.
- Skoro tak...- Powiedział ze zrezygnowaną miną.
Nagle rozległ się strzał, jego dźwięk wraz z krzykiem...moim krzykiem rozbrzmiał echem w całym lesie....
***
Hejka!!!!...Trochę nas nie było, ale brak weny no cóż, dopada każdego. Mamy nadzieję, że spodoba wam się taka zmiana. Piszcie w komach co chciałybyście by było zmienione i co wam się podoba. Prosimy również o wytykanie błędów.
Pozdro Sandii&Ania
sobota, 1 czerwca 2013
Uwaga!!!....
Nowy rozdział tego opowiadania dodamy najprędzej w następnym tygodniu (niestety brak weny się rozprzestrzenia), ale pragniemy powiadomić o naszym innym nowo powstałym blogu na, który będzie pisany praktycznie tylko fantasy. Mamy nadzieję, że zajrzycie oraz dacie koma czy się podoba czy nie. http://sky-vs-hell-ours-story.blogspot.com/
Pozdro Sandii&Ania
niedziela, 19 maja 2013
Rozdział V
...Przez chwilę nie wiedziałam o co chodzi, w końcu nawet ich nie znałam,
ale wszystkie moje pytania oraz wątpliwości rozwiały się, gdy zobaczyłam
kto stoi za plecami blondaska...(No tak któż by inny jak nie Amber, ale kim Oni są?!?!?!).
- Czego chcesz Amber? Co, sama nie chciałaś sobie złamać paznokcia więc przyszłaś ze wsparciem...
- Zamknij się! To przez Ciebie! Rozbijasz mój związek z Kastusiem! - Jaaa....Kiedy ona skończy?.... Jak jej się to nie nudzi.
- Znowu zaczynasz....Ile jeszcze razy mam Ci powtarzać, że "Twój Kastuś" nie jest z Tobą, nie był i...no patrz nie zgadniesz, ale nigdy z Tobą Nie Będzie.
- Alan, braciszku daj jej nauczkę. - Powiedziała nad wyraz przesłodzonym głosem.
- To Cię oduczy zadzierania z kim nie trzeba. - Po raz pierwszy odezwał się rudzielec.
- Alexy, przymknij się i zajmij się panią. - Mówiąc to, wskazał na mnie.
Alexy zaczął zbliżać się w moim kierunku, a ja zaczęłam się jeszcze bardziej wyrywać. Niestety na darmo. (Co oni mają zamiar ze mną zrobić?! Może mnie pobiją, albo zgwałcą?! A co jeśli mnie zgwałcą, pobiją i porzucą gdzieś w krzakach?!). Wiem, że to niedorzeczne, ale to w kocu brat Amber, a sądząc po zaistniałej sytuacji nie różni się za bardzo od swojej siostry.
Obaj złapali mnie tak bym nie mogła się ruszyć, a następnie zanieśli i zamknęli mnie...no nie wierzę w...schowku?! Właśnie siedzę uwięziona w schowku, to jest żałosne :< ( ale prawie zgadłam. Może i nie zostałam pobita, ani zgwałcona, ale fakt faktem porzucili mnie w schowku. Oooo Bogini).
Przez dłuższą chwilę nie mogłam uwierzyć w to co przed momentem miało miejsce, musiałam sobie to wszystko przemyśleć , no bo tak:
- Wkurzona Amber poszła na skargę do brata.
- Brat z kumplami uznali to pewnie za rozrywkę i mnie zamknęli.
Hmmm...Raczej tylko dwóm bo ten cały szatyn jakoś nie zachwycał się faktem, iż razem z kolegami zabawią się kosztem innej osoby.
Po dłuższym rozmyśleniu doszedł do moich uszu dźwięk dzwonka, a raczej w końcu doszedł, ponieważ gdy spojrzałam na wyświetlacz telefonu, spostrzegłam, że to był dzwonek na drugą lekcję. Postanowiłam wziąć się w garść i spróbować się stąd wydostać. Chwyciłam za klamkę i tylko udowodniłam swoją głupotę/naiwność. Przecież nagle w jakiś czarodziejski sposób zamknięte drzwi same się nie otworzą. Próbowałam również zadzwonić do Kasa, ale niestety brak zasięgu.
1 godzinę później...
Poddałam się, gdyż nawet krzyki i walenie w drzwi nic nie dawało, więc zaczęłam bawić się telefonem.
2 godzinę później...
Zabawa telefonem zaczęła mnie już nudzić. No, ludzie ile można siedzieć w schowku. Ja siedzę jakieś 5 godzin i czuję, że zaraz zwariuję. Za 15 minut kończą się zajęcia moje i Kasa, on zaraz zacznie coś podejrzewać gdy wyjdzie na parking na którym mnie nie będzie.
Przeciągając się w niewygodnej pozycji siedzącej, uderzyłam się o coś w głowę. Gdy zerknęłam co to było ujrzałam zsyp. W tamtym momencie miałam ochotę skakać z radości. Wiem, że to niebezpieczne oraz nieodpowiedzialne, ale zjechałam. Było okropnie. Z kontenera na zewnątrz wyszłam cała brudna i poobijana. Dobrze, że chociaż lądowanie miałam miękkie. Gdy już się stamtąd wygramoliłam, pobiegłam jak najszybciej na parking, a co najważniejsze do "braciszka". Chciałam się do niego przytulić, bo tylko przy nim czuje się bezpiecznie. Wiem, wiem brzmi to jak z jakiejś brazylijskiej telenoweli, ale taka prawda. Każdy boi się Kasa i w jego obecności nikt mi nic nie zrobi. Po chwili byłam już na parkingu Kas stał już przy aucie. Gdy tylko mnie zobaczył ujrzałam kilka odczuć wymalowanych na jego twarzy, a mianowicie:
- szok,
- zdziwienie,
- zmartwienie.
Od razu pobiegłam do niego i się wtuliłam. Usłyszałam pytający głos czarnowłosego.
- Co się stało? - Widać martwi się o mnie...jak miło.
- W domu Ci opowiem.
Wróciliśmy do domu. Kierunek mój pokój. Kas od razu poruszył temat, ale ja najpierw musiałam się przebrać z tych brudnych ciuchów. Wyciągnęłam z szafki jakieś dresy i udałam się do łazienki. Gdy zostałam już w samej bieliźnie, spostrzegłam pod prawą łopatką rozcięcie, niewielką ranę którą zdobyłam dzisiejszego dnia. Wiecie próba zastraszania, zamknięcie w schowku, a do tego rana gratis, to taki bonus. Pozostała mi na dziś rozmowa z "bratem" i oczywiście próba zespołu....
*********************************************
Witajcie ponownie!!!!... Sorka za tak nieregularnie wstawiane rozdziały ale no cóż bywa :P
No ale piszcie komy, gdyż chciałybyśmy wiedzieć co wam się podoba, a co musimy zmienić. Nowe postacie są już mieszczone w bohaterach więc jeśli chcecie możecie luknąć. Miłej lektury.
Sandii&Ania
poniedziałek, 13 maja 2013
Rozdział IV
...Nie musiałam czekać, aż zrobi to Kas, bo pierwszy wyszedł blondyn. - Hej mała. Słyszałem, że jesteś przyrodnią siostrą Kasa. Jestem Will. Miło poznać taką ślicznotkę i mam nadzieję, że poznamy się bliżej.
- Witam mam na imię Leight, ale mów mi Leo. Miło mi Cię poznać.
- Naomi.- Przedstawiłam się i podałam im rękę - Mi również miło was poznać.
- No, skoro już się poznaliście, to możemy uciekać. Tylko pamiętajcie o jutrzejszej próbie.- Tym ostatnim zdaniem mnie zaintrygował.
- Ja będę pamiętać, ale nie wiem jak z naszą "śpiącą królewną". Co Leo? - O dziwo czarnowłosy nawet nie zareagował na docinki kolegi. - A Ty pamiętaj, aby zabrać siostrzyczkę. - Chyba nie trzeba podkreślać kto to mówił (Will).
O czternastej byliśmy w domu, ponieważ wstąpiliśmy do kawiarni na lody. Oczywiście jeśli chcieliśmy zjeść obiad, to musieliśmy sobie sami zrobić, gdyż zakochanej parki (naszych rodziców) jak zwykle nie było w domu. Resztę dnia upłynęło mi dość nudno. Trochę pograłam (na nerwach "braciszka" ma się rozumieć), posłuchałam muzyki (oczywiście moich ulubionych zespołów: Framing Hanley oraz Linkin Park), zjadłam kolację, wykąpałam się i poszłam spać, czyli innymi słowy nuuudyy! Leżąc zastanawiałam się jak chłopakom pójdzie na jutrzejszej próbie, jak dobrzy są, aż usnęłam.
Następnego dnia.... Gdy się obudziłam...poprawka, gdy obudziły mnie jęki Kasa biorącego prysznic. Niechętnie nakierowałam swoje paczałki na zegarek. Dotarło do mnie, iż znowu się spóźnię (Kaaas!!!! Kiedyś go zabiję, mógł mnie obudzić). W pośpiechu założyłam czarne szorty, białą bokserkę oraz ukochane czarne trampki z białymi wzorami. Przez ten czas który poświęciłam na szykowaniu się, mój "braciszek" zdążył już opuścić swoje "studio nagrań".
W szkole rozdzieliliśmy się, ponieważ Kas (szczęściarz) miał lekcję na parterze, ja natomiast musiałam wspinać się na drugie piętro. Pewnie spóźniłabym się zaledwie pięć minut, gdyby nie to, że zostałam brutalnie przygwożdżona do szafki, przez trzech chłopaków. Ten który mnie przytrzymywał: blondyn z toną żelu we włosach, który kogoś mi przypominał. Po jego prawej stał "rudzielec" o głupim uśmieszku na twarzy, a po lewej szatyn, widać obojętny na zaistniałą sytuację. Pierwszy odezwał się blondyn.
- To ona? - widać pytanie nie skierowane do mnie.
- Tak.- Odezwała się osoba ze znajomym, damskim głosem.
- Co teraz już nie jesteś taka wyszczekana. - Z ironicznym uśmieszkiem zwrócił się do mnie. Przez chwilę nie wiedziałam o co chodzi, w końcu nawet ich nie znałam, ale wszystkie moje pytania oraz wątpliwości rozwiały się, gdy zobaczyłam kto stoi za plecami blondaska.....
***
I stało się kolejny rozdział się objawił, ale niestety już nie tak zabawny jak poprzedni wybaczcie nie jesteśmy dobre w komediach (chyba że w realu :P). My słyniemy bardziej z fantasy. Czytajcie i komentujcie.
Sandii&Ania
...Nie musiałam czekać, aż zrobi to Kas, bo pierwszy wyszedł blondyn. - Hej mała. Słyszałem, że jesteś przyrodnią siostrą Kasa. Jestem Will. Miło poznać taką ślicznotkę i mam nadzieję, że poznamy się bliżej.
- Witam mam na imię Leight, ale mów mi Leo. Miło mi Cię poznać.
- Naomi.- Przedstawiłam się i podałam im rękę - Mi również miło was poznać.
- No, skoro już się poznaliście, to możemy uciekać. Tylko pamiętajcie o jutrzejszej próbie.- Tym ostatnim zdaniem mnie zaintrygował.
- Ja będę pamiętać, ale nie wiem jak z naszą "śpiącą królewną". Co Leo? - O dziwo czarnowłosy nawet nie zareagował na docinki kolegi. - A Ty pamiętaj, aby zabrać siostrzyczkę. - Chyba nie trzeba podkreślać kto to mówił (Will).
O czternastej byliśmy w domu, ponieważ wstąpiliśmy do kawiarni na lody. Oczywiście jeśli chcieliśmy zjeść obiad, to musieliśmy sobie sami zrobić, gdyż zakochanej parki (naszych rodziców) jak zwykle nie było w domu. Resztę dnia upłynęło mi dość nudno. Trochę pograłam (na nerwach "braciszka" ma się rozumieć), posłuchałam muzyki (oczywiście moich ulubionych zespołów: Framing Hanley oraz Linkin Park), zjadłam kolację, wykąpałam się i poszłam spać, czyli innymi słowy nuuudyy! Leżąc zastanawiałam się jak chłopakom pójdzie na jutrzejszej próbie, jak dobrzy są, aż usnęłam.
Następnego dnia.... Gdy się obudziłam...poprawka, gdy obudziły mnie jęki Kasa biorącego prysznic. Niechętnie nakierowałam swoje paczałki na zegarek. Dotarło do mnie, iż znowu się spóźnię (Kaaas!!!! Kiedyś go zabiję, mógł mnie obudzić). W pośpiechu założyłam czarne szorty, białą bokserkę oraz ukochane czarne trampki z białymi wzorami. Przez ten czas który poświęciłam na szykowaniu się, mój "braciszek" zdążył już opuścić swoje "studio nagrań".
W szkole rozdzieliliśmy się, ponieważ Kas (szczęściarz) miał lekcję na parterze, ja natomiast musiałam wspinać się na drugie piętro. Pewnie spóźniłabym się zaledwie pięć minut, gdyby nie to, że zostałam brutalnie przygwożdżona do szafki, przez trzech chłopaków. Ten który mnie przytrzymywał: blondyn z toną żelu we włosach, który kogoś mi przypominał. Po jego prawej stał "rudzielec" o głupim uśmieszku na twarzy, a po lewej szatyn, widać obojętny na zaistniałą sytuację. Pierwszy odezwał się blondyn.
- To ona? - widać pytanie nie skierowane do mnie.
- Tak.- Odezwała się osoba ze znajomym, damskim głosem.
- Co teraz już nie jesteś taka wyszczekana. - Z ironicznym uśmieszkiem zwrócił się do mnie. Przez chwilę nie wiedziałam o co chodzi, w końcu nawet ich nie znałam, ale wszystkie moje pytania oraz wątpliwości rozwiały się, gdy zobaczyłam kto stoi za plecami blondaska.....
***
I stało się kolejny rozdział się objawił, ale niestety już nie tak zabawny jak poprzedni wybaczcie nie jesteśmy dobre w komediach (chyba że w realu :P). My słyniemy bardziej z fantasy. Czytajcie i komentujcie.
Sandii&Ania
piątek, 3 maja 2013
piątek, 26 kwietnia 2013
Heej!!
Mam dla Was złe wieści. Sandra jest chora....:( Nowy rozdział nie pojawi się zbyt szybko... W sumie mogłabym napisać sama, ale umówiłyśmy się, że obie będziemy pisać, więc niestety(jak jedna nie może to druga nie pisze)..... Jak wyzdrowieje to damy znać nowym postem... Miejmy nadzieje, że next będzie szybko. Życzmy jej powrotu do zdrowia....:(
Pozdro Ania
czwartek, 25 kwietnia 2013
Na początku chciałybyśmy napisać, iż ten rozdział będzie z dedykacją dla naszych czytelniczek które jako pierwsze dodały komentarz Eligere Veritas i ¢ιtу σf αиgєℓ ♡ dziękujemy. Jest również blog który pomógł nam się, że tak powiem wypromować :) a mianowicie weronika rogala a tu macie linka http://wasabitron3000-kickin-it-mystory-wera.blogspot.com/. Ale już nie zanudzajmy. MIŁEGO CZYTANIA!!!
Rozdział III
...Odwróciłam wzrok do okna, ale nie dane mi było rozmyślać, bo ktoś z impetem uderzył w moją ławkę. Kiedy się odwróciłam żeby zobaczyć co za kretka ( kretyn/kretynka ) to zrobiła, wtedy moim oczom ukazała się owa blondi.
-Jestem Amber, a ty to?
-Naomi. Od razu taka rada na przyszłość. Jeśli będziesz chciała zawierać jakiekolwiek znajomości, to uprzedzam iż mało inteligentnym pomysłem jest zaczynanie od uderzenia w czyjąś ławkę.
-A kto tu mówił o znajomościach. Ja przyszłam Cię tylko uprzedzić.
-Żeby nie przechodzić zbyt blisko Ciebie, bo można się ubrudzić od tej tony tapety którą masz na twarzy. Czym to nakładałaś.....szpachelką? - Weszłam jej w słowo. Chyba ją trochę rozzłościłam.
-Posłuchaj mnie uważnie, bo powtarzać nie będę. Jeśli jeszcze raz mnie obrazisz, to Cię zniszczę.
-Hmm... Taa przemyślę twoje groźby. Coś jeszcze? Jak nie, to proszę zejdź mi z oczu. - Gdyby można było zabić wzrokiem , to ja pewnie od jakichś pięciu minut bym nie żyła.
-Tak mam do Ciebie jedno pytanie. Kim dla Ciebie jest moje Kastusiowe Ciasteczko? -Ona chyba mówi o Kasie. Ciekawe czy on wie o swojej groźnej ksywie.
-Hahaha... Kto Kastusiowe Ciasteczko! Czy ty mówisz o Kastielu?! - Nie mogłam już wytrzymać. Wyśmiałam się jej prosto w twarz.
-Nie, wiesz o tobie! Jasne, że o nim. A teraz przestań rechotać i odpowiadaj!
-Więc chcesz wiedzieć kim on dla mnie jest. Tak? A na co Ci to wygląda?
-Nie pogrywaj ze mną! Jesteś z nim tak? Zdradza mnie z Tobą tak?
-Nie.
-Co nie?! - Zaczęła się już irytować, a ponadto zauważyłam, że wszyscy nam się przyglądają.
-Nie, nie chodzę z nim. Jest tak jakby moim starszym bratem i z tego co wiem, to nawet gdyby coś między nami było to by Cię nie zdradził, a to dlatego, że on nie ma dziewczyny, a skoro jest wolny, to nie może równocześnie być Twoim chłopakiem. Nie uważasz? - Oj wkurzona. Na moje szczęście do klasy wszedł nauczyciel. Jest to trzydziesto paroletni mężczyzna w okularach. Z tego co powiedział, dowiedziałam się, że nazywa się John Stevenson i jest nowy nauczycielem. Rozdał nam plan lekcji i kazał się rozejść. W tym momencie ktoś do mnie dzwoni. Na wyświetlaczu zobaczyłam, że to Kas. Heh to się zabawie.
-Hej Kastusiowe Ciasteczko! Co tam? Gdzie jesteś?
-Hej, ale moment Kastusiowe co?1
-No nie mów, że nie słyszałeś? Przecież tak mówi do Ciebie twoja DZIEWCZYNA Amber. - Mówiłam ciągle się śmiejąc.
-Już się do Ciebie doczepiła. Nie słuchaj jej tylko chodź, bo czekamy na Ciebie przy aucie.
-Czekacie? To kto jest jeszcze?
-Pospiesz się, a dowiesz się wszystkiego.
-No, ok.
Gdy wyszłam na parking, zobaczyłam Kasa z chłopakiem który siedział przede mną w klasie i jakiegoś chłopaka w dość oryginalnym jak na rozpoczęcie roku, stroju i brązowych włosach w lekkim nieładzie.
-Hej Kastuś.- No nie mogłam się oprzeć.
-Naomi błagam, nie mów do mnie tak jak ta blondi, a chciałbym Ci przedstawić moich kolegów z kapeli o której Ci mówiłem.
Nie musiałam czekać, aż zrobi to Kas, bo pierwszy wyszedł blondyn.
Może trochę krótszy od ostatniego, ale myślimy, że równie ciekawy. Mamy nadzieję, że się spodoba. Następny rozdział dodamy jakoś w przyszłym tygodniu. Prosimy o komentarze abyśmy wiedziały co jest nie tak i co musimy jeszcze poprawić. Sandii&Ania
środa, 24 kwietnia 2013
wtorek, 23 kwietnia 2013
Rozdział II
Kas zaprowadził mnie na górę i ujrzałam swój pokój. Jest w nim dwuosobowe łóżko, biurko na którym leży już mój laptop oraz inne niezbędne do życia meble. Ściany są koloru ciemnej wiśni i szczerze mówiąc podoba mi się ten kolorek. Moje rozmyślania przerwał ironiczny głos Kasa.
-Czyli teraz można tak powiedzieć, że mam siostrzyczkę.
-Nie, nie można tak powiedzieć, ponieważ wątpię, by moja matka związała się z kimś na stałe.
-Hmm... Skoro tak uważasz to może być ciekawie.
-Co masz na myśli?
-No wiesz ja mam pokój obok twojego. Z resztą całe piętro mamy dla siebie.- zaraz go uszkodzę. Co on sobie wyobraża. Chce mnie wyprowadzić z równowagi, a co jest w tym najgorsze, że mu się to udaje.
-Śnij dalej.
-Hej no o co Ci chodzi. Jesteś o rok ode mnie młodsza, a ja oferowałem się, że mogę Cię traktować jak siostrę. Ale skoro nie chcesz przystać na tę propozycję to możemy inaczej rozporządzić ten czas.
-To już wolę tą pierwszą opcję : siostra-brat.
-Nie uważasz, że teraz już za późno na zmianę decyzji.
- Słonko, nigdy nie jest za późno.
-Skoro tak mówisz. W takim razie szykuj się, bo za tydzień szkoła, a wtedy zobaczysz jakiego masz farta, że trafiłaś na mnie.
-Dlaczego?
-Zobaczysz...
Tamtego wieczora nie dowiedziałam się już niczego. Tydzień minął dość szybko, a ja i Kas w tym czasie zdążyliśmy się ze sobą naprawdę zżyć. Aż ciężko mi uwierzyć, że ktoś taki jak on otworzył się przede mną. Dowiedziałam się, że ma kapele rockową, że gra na gitarze i w niektórych piosenkach również śpiewa. Obiecał, że jak tylko będzie mieć próbę to mnie zabierze.
Nadeszło rozpoczęcie roku. Bardzo się denerwowałam, bo to nie tylko nowa szkoła, ale i nowi ludzie. Wstałam i postanowiłam wziąć się w garść, w końcu nie będę tam sama przecież mam Kasa. W razie co kazał mi mówić, że jestem jego młodszą siostrą, a nic złego mi się nie stanie. Ubrałam czarną sukienkę bez ramiączek sięgającą do połowy ud, na to biały żakiecik, oraz czarne szpilki z czerwonymi spodami, a do tego dobrałam srebrny naszyjnik. Włosy zostawiłam rozpuszczone. Umyłam się i byłam gotowa. Nie malowałam się, ponieważ tego nie lubię. Zeszłam na dół, a tam czekał już na mnie Kas. Zjedliśmy śniadanie i pojechaliśmy do szkoły czarnym, BMW "braciszka".
-A ty jedziesz na podryw? Czy na rozpoczęcie roku.
-No co nie podoba się.
-No właśnie w tym problem, że podoba i to nawet za bardzo. Braciszek będzie zazdrosny.- Po tym ostatnim zdaniu wybuchnęliśmy śmiechem.
-Kas?
-Tak?
-Jesteś najlepszym starszym bratem jakiego miałam.
-A to było ich więcej?
-Nie, ale ty jesteś najlepszy.
-Nie przesadzaj. Ostatnio jak wrzuciłem Cię do wanny, mówiłaś, że jestem wredny.
-Tak,bo wrzuciłeś mnie w piżamie, prosto z łóżka do wany pełnej zimnej wody.
-Przesadzasz. Ale ty nie byłaś mi dłużna, wciągnęłaś mnie za sobą.
-Musiałam się jakoś odegrać.
-Już jesteśmy.
-Już? Denerwuję się.
-Nie ma czym.
-W takim razie obiecaj mi, że cały czas będziesz przy mnie.
-Aż tak mnie kochasz, że nie możesz beze mnie wytrzymać.
Nic nie powiedziałam, posłałam mu tylko groźne spojrzenie.
Moja nowa szkoła. Jest to duży różowy budynek o beznadziejnej nazwie "słodki amoris" (MASAKRA!). Weszliśmy na dziedziniec i skierowaliśmy się na salę gimnastyczną gdzie wszystko miało się zacząć. Weszliśmy do środka odrobinę spóźnieni. Wszyscy skierowali swój wzrok na nas. To było trochę niezręczne, ale szybko znaleźliśmy miejsca z tyłu i czekaliśmy aż dyrektorka skończy swoje przemówienie. Po jakiejś godzinie mieliśmy udać się do swoich klas. Ciężko było mi się rozstać z Kasem, ale cóż trzeba, bo jest w o rok starszej klasie.
-Nie martw się jak coś byłoby nie tak to mi powiedz, w tedy ja to załatwię. Powiedział i pocałował mnie w czoło.
Musiałam iść do klasy nr 30. Weszłam do środka, chyba trochę poczekam, ponieważ nauczyciela jeszcze nie ma. Usiadłam w ostatniej ławce przy oknie. Przede mną usiadł zielonooki, w związanych blond włosach chłopak. Do klasy weszła również wysoka blondyna o kręconych włosach, a za nią dwie inne. Jedna azjatka o czarnych, prostych włosach, a druga szatynka. (heh tleniona blondi i jej świta). Odwróciłam wzrok do okna, ale nie dane mi było rozmyślać, bo ktoś z impetem uderzył w moją ławkę...
***
Jest następny... Dłuższy ( zaciesz) :D następny za tydzień (szkoła)... Piszcie komy.
Sandii&Ania
Kas zaprowadził mnie na górę i ujrzałam swój pokój. Jest w nim dwuosobowe łóżko, biurko na którym leży już mój laptop oraz inne niezbędne do życia meble. Ściany są koloru ciemnej wiśni i szczerze mówiąc podoba mi się ten kolorek. Moje rozmyślania przerwał ironiczny głos Kasa.
-Czyli teraz można tak powiedzieć, że mam siostrzyczkę.
-Nie, nie można tak powiedzieć, ponieważ wątpię, by moja matka związała się z kimś na stałe.
-Hmm... Skoro tak uważasz to może być ciekawie.
-Co masz na myśli?
-No wiesz ja mam pokój obok twojego. Z resztą całe piętro mamy dla siebie.- zaraz go uszkodzę. Co on sobie wyobraża. Chce mnie wyprowadzić z równowagi, a co jest w tym najgorsze, że mu się to udaje.
-Śnij dalej.
-Hej no o co Ci chodzi. Jesteś o rok ode mnie młodsza, a ja oferowałem się, że mogę Cię traktować jak siostrę. Ale skoro nie chcesz przystać na tę propozycję to możemy inaczej rozporządzić ten czas.
-To już wolę tą pierwszą opcję : siostra-brat.
-Nie uważasz, że teraz już za późno na zmianę decyzji.
- Słonko, nigdy nie jest za późno.
-Skoro tak mówisz. W takim razie szykuj się, bo za tydzień szkoła, a wtedy zobaczysz jakiego masz farta, że trafiłaś na mnie.
-Dlaczego?
-Zobaczysz...
Tamtego wieczora nie dowiedziałam się już niczego. Tydzień minął dość szybko, a ja i Kas w tym czasie zdążyliśmy się ze sobą naprawdę zżyć. Aż ciężko mi uwierzyć, że ktoś taki jak on otworzył się przede mną. Dowiedziałam się, że ma kapele rockową, że gra na gitarze i w niektórych piosenkach również śpiewa. Obiecał, że jak tylko będzie mieć próbę to mnie zabierze.
Nadeszło rozpoczęcie roku. Bardzo się denerwowałam, bo to nie tylko nowa szkoła, ale i nowi ludzie. Wstałam i postanowiłam wziąć się w garść, w końcu nie będę tam sama przecież mam Kasa. W razie co kazał mi mówić, że jestem jego młodszą siostrą, a nic złego mi się nie stanie. Ubrałam czarną sukienkę bez ramiączek sięgającą do połowy ud, na to biały żakiecik, oraz czarne szpilki z czerwonymi spodami, a do tego dobrałam srebrny naszyjnik. Włosy zostawiłam rozpuszczone. Umyłam się i byłam gotowa. Nie malowałam się, ponieważ tego nie lubię. Zeszłam na dół, a tam czekał już na mnie Kas. Zjedliśmy śniadanie i pojechaliśmy do szkoły czarnym, BMW "braciszka".
-A ty jedziesz na podryw? Czy na rozpoczęcie roku.
-No co nie podoba się.
-No właśnie w tym problem, że podoba i to nawet za bardzo. Braciszek będzie zazdrosny.- Po tym ostatnim zdaniu wybuchnęliśmy śmiechem.
-Kas?
-Tak?
-Jesteś najlepszym starszym bratem jakiego miałam.
-A to było ich więcej?
-Nie, ale ty jesteś najlepszy.
-Nie przesadzaj. Ostatnio jak wrzuciłem Cię do wanny, mówiłaś, że jestem wredny.
-Tak,bo wrzuciłeś mnie w piżamie, prosto z łóżka do wany pełnej zimnej wody.
-Przesadzasz. Ale ty nie byłaś mi dłużna, wciągnęłaś mnie za sobą.
-Musiałam się jakoś odegrać.
-Już jesteśmy.
-Już? Denerwuję się.
-Nie ma czym.
-W takim razie obiecaj mi, że cały czas będziesz przy mnie.
-Aż tak mnie kochasz, że nie możesz beze mnie wytrzymać.
Nic nie powiedziałam, posłałam mu tylko groźne spojrzenie.
Moja nowa szkoła. Jest to duży różowy budynek o beznadziejnej nazwie "słodki amoris" (MASAKRA!). Weszliśmy na dziedziniec i skierowaliśmy się na salę gimnastyczną gdzie wszystko miało się zacząć. Weszliśmy do środka odrobinę spóźnieni. Wszyscy skierowali swój wzrok na nas. To było trochę niezręczne, ale szybko znaleźliśmy miejsca z tyłu i czekaliśmy aż dyrektorka skończy swoje przemówienie. Po jakiejś godzinie mieliśmy udać się do swoich klas. Ciężko było mi się rozstać z Kasem, ale cóż trzeba, bo jest w o rok starszej klasie.
-Nie martw się jak coś byłoby nie tak to mi powiedz, w tedy ja to załatwię. Powiedział i pocałował mnie w czoło.
Musiałam iść do klasy nr 30. Weszłam do środka, chyba trochę poczekam, ponieważ nauczyciela jeszcze nie ma. Usiadłam w ostatniej ławce przy oknie. Przede mną usiadł zielonooki, w związanych blond włosach chłopak. Do klasy weszła również wysoka blondyna o kręconych włosach, a za nią dwie inne. Jedna azjatka o czarnych, prostych włosach, a druga szatynka. (heh tleniona blondi i jej świta). Odwróciłam wzrok do okna, ale nie dane mi było rozmyślać, bo ktoś z impetem uderzył w moją ławkę...
***
Jest następny... Dłuższy ( zaciesz) :D następny za tydzień (szkoła)... Piszcie komy.
Sandii&Ania
Rozdział 1 ,,Zmiany''
Mam na imię Naomi, jestem 16-latką. Mój ojciec nie żyje. Mam tylko matkę, Alicję. Nie jest mi łatwo, bo pogrzeb był pół roku temu, ale jakoś sobie radzę. A w ogóle to jestem niezbyt wysoka, mam ciemnoblond włosy do pasa oraz niebieskozielone oczy. Ale dość, przejdźmy do rzeczy. Musiałam przeprowadzić się z miasta, w którym spędziłam praktycznie całe życie, w którym musiałam zostawić przyjaciół, znajomych, bo moja matka znalazła sobie nowego faceta. Jak jej nie wstyd dopiero był pogrzeb taty, a ona już się za innymi ogląda...
Jechaliśmy 6 godzin, ponieważ jej nowy facet (Mat) mieszka na obrzeżach innego miasta (Freetown). Gdy dojechaliśmy, moim oczom ukazał się jednopiętrowy domek otoczony lasem.
-I jak córciu podoba Ci się? - zapytała mama z uśmiechem, lecz ja nie podzielam jej radości.
-Taa... bardzo - odpowiedziałam dość...mało przekonująco. Widać nie spodobała jej się ta odpowiedź, bo tylko pokręciła przecząco głową i głośno westchnęła. Po wejściu do domu zauważyłam kolejną niespodziankę, a to już trzecia w tym tygodniu (a to już jakiś rekord). Stał tam dość wysoki chłopak o czarnych włosach, ubrany jak rockowiec. Mat wszedł i nas przedstawił.
-Poznajcie się. To jest mój syn Kastiel. Kas poznaj córkę Alicji, Naomi. Opowiadałem Ci o niej.
-Ta hej - powiedział chłopak.
-Hej
-No, mam nadzieję, że się dogadacie, a teraz zaprowadź Naomi do jej pokoju.
Kas zaprowadził mnie na górę i ujrzałam swój pokój.
***
Wyszedł trochę krótki, ale następny będzie dłuższy (wiecie takie wprowadzenie w dobry klimacik :P). Bohaterów dodamy w najbliższym czasie. Prosimy o dodawanie komów.
Sandii&Ania
Mam na imię Naomi, jestem 16-latką. Mój ojciec nie żyje. Mam tylko matkę, Alicję. Nie jest mi łatwo, bo pogrzeb był pół roku temu, ale jakoś sobie radzę. A w ogóle to jestem niezbyt wysoka, mam ciemnoblond włosy do pasa oraz niebieskozielone oczy. Ale dość, przejdźmy do rzeczy. Musiałam przeprowadzić się z miasta, w którym spędziłam praktycznie całe życie, w którym musiałam zostawić przyjaciół, znajomych, bo moja matka znalazła sobie nowego faceta. Jak jej nie wstyd dopiero był pogrzeb taty, a ona już się za innymi ogląda...
Jechaliśmy 6 godzin, ponieważ jej nowy facet (Mat) mieszka na obrzeżach innego miasta (Freetown). Gdy dojechaliśmy, moim oczom ukazał się jednopiętrowy domek otoczony lasem.
-I jak córciu podoba Ci się? - zapytała mama z uśmiechem, lecz ja nie podzielam jej radości.
-Taa... bardzo - odpowiedziałam dość...mało przekonująco. Widać nie spodobała jej się ta odpowiedź, bo tylko pokręciła przecząco głową i głośno westchnęła. Po wejściu do domu zauważyłam kolejną niespodziankę, a to już trzecia w tym tygodniu (a to już jakiś rekord). Stał tam dość wysoki chłopak o czarnych włosach, ubrany jak rockowiec. Mat wszedł i nas przedstawił.
-Poznajcie się. To jest mój syn Kastiel. Kas poznaj córkę Alicji, Naomi. Opowiadałem Ci o niej.
-Ta hej - powiedział chłopak.
-Hej
-No, mam nadzieję, że się dogadacie, a teraz zaprowadź Naomi do jej pokoju.
Kas zaprowadził mnie na górę i ujrzałam swój pokój.
***
Wyszedł trochę krótki, ale następny będzie dłuższy (wiecie takie wprowadzenie w dobry klimacik :P). Bohaterów dodamy w najbliższym czasie. Prosimy o dodawanie komów.
Sandii&Ania
Heej!!
Zacznijmy może od tego, że tego bloga prowadzimy wspólnie (ja i moja przyjaciółka). Jestem Sandra, a moją przyjaciółką jest Ania (tak dla jasności). Mamy 15 lat. Szczerze to prowadzimy go, bo nam się nudzi...:) Mamy nadzieję, że będzie w miarę ciekawy. A tak na marginesie nie mamy za dużo czasu (chodzimy do dwóch różnych szkół), więc rozdziały będą dodawane w miarę możliwości regularnie co tydzień. Tak dla jasności, na tym blogu będziemy umieszczać również inne opowiadania (po co tworzyć kilka blogów).
POZDRO Sandii&Ania
Zacznijmy może od tego, że tego bloga prowadzimy wspólnie (ja i moja przyjaciółka). Jestem Sandra, a moją przyjaciółką jest Ania (tak dla jasności). Mamy 15 lat. Szczerze to prowadzimy go, bo nam się nudzi...:) Mamy nadzieję, że będzie w miarę ciekawy. A tak na marginesie nie mamy za dużo czasu (chodzimy do dwóch różnych szkół), więc rozdziały będą dodawane w miarę możliwości regularnie co tydzień. Tak dla jasności, na tym blogu będziemy umieszczać również inne opowiadania (po co tworzyć kilka blogów).
POZDRO Sandii&Ania
Subskrybuj:
Posty (Atom)